Ten film o miłości dwojga wampirów niewiele ma wspólnego ze „Zmierzchem", „Czystą krwią" i całą falą opowieści o monstrach pijących ludzką krew, jaka ostatnio zalewa ekrany. „Tylko kochankowie przeżyją" jest metaforą współczesnego świata. I bolesną spowiedzią samego Jima Jarmuscha.
Adam i Eve są nieśmiertelni. On komponuje muzykę rockową. Wyłącznie dla siebie. Nie chce, żeby wychodziła poza mury jego domu, bo publiczność mogłaby jej nie zrozumieć, zlekceważyć, zbrukać. Ona mówi we wszystkich językach, przyjaźni się z wampirem Christopherem Marlowem, który za ćwierćinteligenta Szekspira napisał „Hamleta". I pochłania tony książek, od dzieł klasycznych do współczesnych.
Poza tym Adam i Eve karmią się ludzką krwią, którą coraz trudniej zdobyć. Ale też żyją sztuką i miłością. On mieszka na przedmieściach Detroit, ona w Tangerze, jednak to nie osłabia uczucia, które łączy ich od wieków.
Zresztą, co może znaczyć nawet kilka lat rozłąki wobec wieczności, jaką mają do dyspozycji. A XXI wiek przyniósł im dodatkowy komfort. Świat naprawdę zmniejszył się do rozmiarów globalnej wioski. Adam i Eve porozumiewają się przez Skype'a, a gdy się stęsknią, Eve kupuje bilet na nocny lot i zjawia się w Detroit.