Po raz drugi o Orła walczyły też w tym roku filmy dokumentalne. Wygrał „Inny świat" Doroty Kędzierzawskiej — opowieść aktorki Danuty Szaflarskiej o tęsknotach dzieciństwa, wartościach wpajanych przez rodzinę, o ludziach, którzy musieli zmierzyć się z traumami historii, ale też o wielkiej sile życia.
Tytuł najlepszego filmu europejskiego przypadł „Sugarman".
To był świetny rok polskiego kina. Powstały filmy oryginalne, mądre i - co też ważne - niehermetyczne. Członkowie Polskiej Akademii Filmowej specjalnie zachwycili się trzema tytułami. „Ida", która jest powrotem do kraju, po cztredziestoletniej emigracji, Pawła Pawlikowskiego to wysmakowana artystycznie, wyważona opowieść o Polsce z początku lat 60. z jej politycznymi uwikłaniami, ale też o dojrzewaniu, szukaniu własnych korzeni, wierze.
W naszym pełnym wrażliwości kinie, reżyserzy coraz częściej pozwalają mówić tym, których głos często przez zgiełk codzienności nie przebija się. „Papusza", mająca w sobie piękno starych sztychów, jest mądrą opowieścią o cenie, jaką trzeba zapłacić za talent. O kobiecie, której poezja pomagała żyć, ale też stała się jej przekleństwem, sprawiła, że została wykluczona przez własną społeczność. O miłości, cichej, bolesnej, z góry skazanej na porażkę. A wreszcie o ginącym świecie Romów. Zdjęcia, scenografia, kostiumy, muzyka — to prawda, że wszystko jest tu najwyższej klasy.
Maciej Pieprzyca sportretował w „Chce się żyć" chłopca, który urodził się z porażeniem mózgowym i — sparaliżowany, wykręcony, pozbawiony możliwości słownego kontaktu z otoczeniem, próbuje udowodnić, że nie jest „rośliną". Walczy o swoją godność, o swoje prawo do życia. Andrzej Jakimowski też w „Imagine" pokazał tych, których na margines życia wyrzuca choroba. Ta opowieść o niewidomych ludziach, którzy odrzucając białe laski próbują zdobyć dla siebie wolność, nie została odpowiednio doceniona podczas festiwalu gdyńskiego. Teraz też musiała zadowolić się tylko jednym Orłem. Dobrze się stało, że swoją Złotą Taśmą obdarowali go niedawno krytycy z polskiej sekcji Fipresci.
Generalnie jednak trzeba powiedzieć, że żadne nagrody nie są w stanie oddać różnorodności polskiego kina w ostatnim okresie. Akademicy uhonorowali trzy piękne filmy. Ale przecież w „pobitym polu" zostały tak ciekawe obrazy jak „W imię..." Małgośki Szumowskiej, „Miłość" Sławomira Fabickiego czy „Płynące wieżowce" reżysera najmłodszego pokolenia Tomasza Wasilewskiego.