Ten film był jednym ze spełnionych marzeń Jerzego Hoffmana, cieszył się niebywałym powodzeniem, teraz – po 40 latach od premiery – trafi do kin w wersji cyfrowej, skrócony przez reżysera z przeszło pięciu do trzech godzin. Jako „Potop Redivivus" zainauguruje też w poniedziałek Festiwal Polskich Filmów w Gdyni.
Gotowy scenariusz
– Po cyfryzacji i odtworzeniu kolorów „Potop" odzyskał całą malarskość – mówi „Rz" Jerzy Hoffman. – Zrezygnowałem ze scen nieposuwających akcji do przodu. Jestem przekonany, że w tej wersji dobrze będzie przemawiał do młodszego pokolenia, które nie miało okazji zobaczyć go w kinie. Dzisiaj widz nie wytrzyma pięciu godzin na żadnym seansie. Ten film ma też sceny batalistyczne, które najlepiej wyglądają na wielkim ekranie.
Jerzy Hoffman uważa, że powieści Sienkiewicza to niemal gotowe scenariusze filmowe. I od dzieciństwa miał do nich szczególny stosunek.
– Moje dzieciństwo było szczęśliwe, ale krótkie – wspomina. – Miałem siedem lat, kiedy wybuchła wojna. Uciekając przed Niemcami, znaleźliśmy się na wschodnich terenach Polski. Stamtąd po wkroczeniu Armii Czerwonej zostaliśmy z rodzicami i dziadkami wywiezieni na Syberię. Potem po zerwaniu stosunków między rządem londyńskim a Moskwą znaleźliśmy się w Kraju Ałtajskim. Matka uczyła mnie wtedy na pamięć poematów Mickiewicza, Słowackiego. A ojciec, który w 1943 roku wyruszył na front, przysłał mi dwie części Trylogii Sienkiewicza. Najpierw „Pana Wołodyjowskiego", potem „Potop", „Ogniem i mieczem" nie przepuściła cenzura. Ta książka zresztą była tabu i po wojnie.
Trylogię zna niemal na pamięć. Jeszcze w Kraju Ałtajskim Sienkiewiczowskie opisy stepów przekładał na tamtejszy krajobraz. Po powrocie do Polski, kiedy dostał się na studia filmowe, stała się wręcz jego obsesją. Natomiast przypadek sprawił, że zekranizował Trylogię w takiej kolejności, jak ją czytał po raz pierwszy, czyli od końca.