„Wolny strzelec" Dana Gilroya to mocne współczesne kino, którego głównymi bohaterami są dzisiejsze media i Los Angeles. Woodego Allena nie trzeba specjalnie polecać: każdy jego film trzyma poziom, a jak jeszcze w tle są krajobrazy Lazurowego Wybrzeża... No i trzecia część trylogii o Hobbicie: Peter Jackson filmuje bitwę aż pięciu armii.
„Wolny strzelec", reż. Dan Gilroy
Monolith Video
„Jest krew, jest news" — twierdzi wydawca wiadomości. Chce dostawać materiały, które ludzie „obejrzą przy śniadaniu i będą o nich rozmawiać cały dzień". Lou Bloom nie jest zawodowym dziennikarzem. Ale chce nim być. Drobny złodziejaszek, typowy „nikt", kupuje kamerę i jest gotowy zrobić wszystko, żeby dostarczyć mediowej korporacji newsy. Nocą przemierza Los Angeles. Wchodzi na radiowe częstotliwości policji i jest wszędzie, gdzie coś się dzieje. Filmuje bójki, zjawia się w miejscach zbrodni. Takich jak on jest wielu, ale on jest najlepszy: nie ma żadnych skrupułów. Pod koniec lat 90. rozgorzała dyskusja o etyce dziennikarskiej, gdy w „Chłodnym okiem" Haskell Wexler sportretował reportera telewizyjnego przygotowującego realistyczne materiały z murzyńskiego getta. Dzisiaj już dyskusji nie ma. Sfilmowanie „chłodnym okiem" wypadku nie wystarcza. Lou Boom przyciska guzik kamery, gdy widzi konającego człowieka i przenosi zwłoki w inne miejsce, gdzie lepiej wyjdzie materiał. Recenzenci zarzucali Danowi Gilroyowi, że nie uniknął klisz. I pewnie to prawda. Ale trzeba przyznać, że film robi wrażenie. Także dzięki świetnemu Jake'owi Gyllenhaalowi, który Blooma zagrał brawurowo.
„Magia w blasku księżyca", reż. Woody Allen
Kino Świat