Jury obradujące pod przewodnictwem braci Ethana i Joela Coenów Złotą Palmą nagrodziło film „Dheepan" Jacquesa Audiarda.

To ważny sygnał. Na festiwalu, na którym reżyserzy opowiadali głównie o ludziach, którzy mieszkając w zamożnym pierwszym świecie nie radzą sobie z życiem, pogrążają się w coraz większej samotności i depresji – nagrodzono kino idące pod prąd tego nurtu. „Dheepan" to opowieść o emigrantach ze Sri Lanki, którzy uciekając przed wojną domową trafiają na inną wojnę — porachunki gangów w podmiejskiej dzielnicy Paryża. Audiard skupia się na losach trójki emigrantów - mężczyzny, kobiety i dziecka, sztucznie połączonych w rodzinę fałszywymi paszportami, pokazuje jak rodzi się między nimi więź. Ale owo społeczne tło - brutalne i pokazane bez ,znieczulenia, jest tu szalenie ważne. Nagrodzony za najlepszą rolę męską Vincent Lindon też gra w filmie o mocnej wymowie społecznej. „Prawo rynku" to historia pięćdziesięciokilkuletniego mężczyzny, który traci pracę i możliwość utrzymania rodziny na jako takim poziomie. Opowieść o upokorzeniach, ale też o godności. Bo godność to jedyna wartość, która bohaterowi filmu naprawdę została. I jej wyrzec się nie chce.

O godności jest też film, który zrobił na canneńskiej publiczności duże wrażenie - uhonorowany Grand Prix jury „Syn Szawła" węgierskiego debiutanta Laszlo Nemesa. Rzecz o więźniu Auchwitz-Birkenau, który w strasznym świecie, gdzie codziennie kolejne transporty ludzi zaganiane są do komór gazowych, chce godnie pochować zwłoki dziecka. Uratować to, co może da niego najważniejsze - resztę człowieczeństwa. O człowieczeństwie w czasach pokoju opowiada też laureat nagrody za najlepszy scenariusz Michel Franco. Bohaterem „Chronic" jest pielęgniarz opiekujący się z ogromnym poświęceniem i niemal czułością ludźmi terminalnie chorymi.

Próbą ucieczki od minorowych nastrojów jest też nagroda za reżyserię dla Hou Hsiao-hsiena, który w „Zabójczyni" sportretował Chiny z IX wieku. Zrobił jednak film ze współczesnym przesłanie: pokazał szkoloną na morderczynię dziewczynę, która sama z mordu zrezygnuje. Nagroda za reżyserię bardzo zasłużona, bo obraz jest wycyzelowany, piękny, zrealizowany z niezwykłą starannością.

Najwięksi przegrani? Niewątpliwie Nani Moretti ze swoją „Mia madre" — inteligentną i wzruszającą opowieścią o umieraniu matki. I Paola Sorrentino rozliczenie z życiem i starością o przewrotnym tytule „Młodość". Ale jury w powodzi tegorocznego smutku i zawodu światem wyraźnie szukało tego, co pozwala odbić się od niespełnień i rozpaczy. I uhonorowało filmy, których autorzy poprzez jednostkowe losy spróbowali przyjrzeć się problemom współczesnych społeczeństw.