Słaby Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Złote Lwy dla Agnieszki Holland

Perfekcyjna i przejmująca „Dziewczyna z igłą” Magnusa von Horna otrzymała Srebrne Lwy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Tegoroczny przegląd był słaby.

Publikacja: 30.09.2024 04:38

Reżyserka filmu „Zielona granica” nagrodzonego Złotymi Lwami - Agnieszka Holland (na ekranie) podcza

Reżyserka filmu „Zielona granica” nagrodzonego Złotymi Lwami - Agnieszka Holland (na ekranie) podczas gali zamknięcia 49. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Teatrze Muzycznym w Gdyni

Foto: PAP/Adam Warżawa

To, że tegoroczny przegląd był słaby – to niemal powszechna opinia w gdyńskich kuluarach. Kilka filmów z konkursu głównego sprawiało wrażenie amatorskich, niedomyślanych wprawek. Nawet gdy poruszały ważne tematy. Powtarzały się też uwagi, że w konkursie „Perspektywy", stworzonym przez dyrektorkę festiwalu Joannę Łapińską dla filmów, które nie zmieściły się w szesnastce zakwalifikowanej do konkursu głównego – pojawiły się tytuły lepsze od ubiegających się o Złote Lwy.

Złote Lwy dla Agnieszki Holland

Złotymi Lwami jurorzy pod przewodnictwem aktorki Małgorzaty Zajączkowskiej uhonorowali twórców „Zielonej granicy” – Agnieszkę Holland (nieobecną na festiwalu) oraz producentów Marcina Wierzchosławskiego i Freda Bernsteina. Te Lwy im się należały, choć tak naprawdę w zeszłym roku. Podczas poprzedniego festiwalu gdyńskiego środowisko filmowe stanęło murem za prześladowaną przez PiS-owską władzę Agnieszkę Holland, ale jej „Zielonej granicy” w konkursie nie było. Holland zaś nie zgodziła się na pokaz specjalny.

Czytaj więcej

Platynowe Lwy dla Wojciecha Marczewskiego

Producenci zgłosili „Zieloną granicę” do konkursu w tym roku. I tak do walki o Złote Lwy stanął obraz, który miał już na koncie zdobytą rok temu nagrodę specjalną na festiwalu w Wenecji i trzy nominacje do Europejskich Nagród Filmowych. Dramatyczna relacja z granicy polsko-białoruskiej poza Złotymi Lwami zdobyła też w Gdyni nagrodę publiczności – wcześniej zresztą widzowie zagłosowali za Holland wysoką frekwencją w kinach – a także za dźwięk dla Romana Dymnego. Ogromnie ważny film został uhonorowany o rok za późno, ale przecież sytuacja na granicy polsko-białoruskiej wciąż przynosi niejedną tragedię. 

Srebrne Lwy dla „Dziewczyny z igłą"

Srebrne Lwy przypadły „Dziewczynie z igłą” Magnusa von Horna, która trzy miesiące temu trafiła do głównego konkursu canneńskiego i zebrała tam świetne recenzje światowej prasy. W Gdyni startowała we własnej klasie. Akcja toczy się w Kopenhadze po I wojnie światowej. W mrocznej opowieści o tragedii kobiety, która nie jest w stanie samotnie wykarmić i wychować własnego dziecka, von Horn zadał ważne pytania: o społeczeństwo, w którym nie ma równości, o tragedie, jakie przynosi wojna, o życie ludzi ubogich, słabych, nieradzących sobie z otaczającą ich rzeczywistością; o świat, w którym aborcja jest nielegalna.

Twórcy „Dziewczyny z igłą” zgarnęli też wiele innych nagród: Frederikke Hoffmeier za muzykę, Michał Dymek za poruszające czarno-białe zdjęcia, Jagna Dobesz za scenografię, Małgorzata Fudala za kostiumy, Trine Dyrholm – za drugoplanową rolę kobiecą. Z Islandii, gdzie obecnie pracuje, wysłała do uczestników gali list, który zakończyła słowami „Kocham Polskę”.

Jury doceniło „Białą odwagę” Marcina Koszałki o dramatycznej miłości z goralenvolk w tle. Koszałka dostał nagrodę za reżyserię, a razem z Łukaszem M. Maciejewskim – za scenariusz tego filmu. Julian Świeżewski został nagrodzony za drugoplanową rolę męską, a Sandra Drzymalska za najlepszą pierwszoplanową rolę kobiecą.

Nie przyciągnęły uwagi jurorów filmy dotykające tragedii wojny w Ukrainie. Polski kandydat do Oscara „Pod wulkanem” otrzymał jedynie nagrodę aktorską dla Ukrainki Sofii Berezowskiej. Ta historia rodziny, która spędzając na Teneryfie urlop, 24 lutego 2022 roku w jednej chwili z turystów zamienia się w uchodźców. Ma kilka dobrych scen, ale dziś już nie budzi emocji. Więcej jest pytań o obecny los mężczyzny walczącego na froncie i kobiety, która z dziećmi przyjechała do Polski. O ich życie w obcym kraju i stosunek, jaki mają do nich Polacy.

Młode kino w Gdyni

Tegoroczna edycja festiwalu była ukłonem w stosunku do młodego kina. I świetnie! Nagrodę za debiut po raz pierwszy przyznało osobne jury, wyławiając najciekawsze propozycje z konkursu głównego i „Perspektyw”. Laury w tej kategorii odebrała Mara Tamkovich za film „Pod szarym niebem” o walce o wolność wypowiedzi, prowadzonej przez małżeństwo dziennikarzy opozycjonistów w Białorusi. To mocne kino sprawiająca wrażenie paradokumentu. Wyróżnienia przypadły Korkowi Bojanowskiemu za „Utratę równowagi” oraz Kamili Taraburze za „Rzeczy niezbędne”. 

Ten ostatni obraz zdobył też Szafirowe Lwy w konkursie „Perspektywy”. Tarabura, współautorka serialu „Absolutni debiutanci”, opowiedziała historię dziennikarki, która wraca w rodzinne strony, by razem z dawną koleżanką spojrzeć w oczy jej matki. Kobiety, która udawała, że nie wie, iż mąż gwałcił ich małą córkę. Na miejscu jednak wszystko okazuje bardziej skomplikowane niż reporterka myślała.

Debiuty stanowiły dużą część obu konkursów. Niestety, wiele z nich sprawiało wrażenie produkcji niedopracowanych. Niektóre zmarnowały mocne tematy. Nie wymieniam tytułów, może to pierwsze próby, z których autorzy wyciągną lekcję i wkrótce rozkwitną. Wzdycham tylko do świetnych debiutów, które w Gdyni dostawały Złote Lwy jak „Pręgi” Magdaleny Piekorz, „Rewers” Borysa Lankosza, „Ostatnia rodzina” Jana Matuszyńskiego, „Cicha noc” Piotra Domalewskiego czy drugi film Pawła Maślony – znakomity, wyrafinowany „Kos”.

Bursztynowe Lwy dla Wojciecha Marczewskiego

Jednym z najważniejszych tytułów festiwalu była niezakwalifikowana do walki o Złote Lwy „Cisza nocna” Bartosza Kowalskiego. W wyobraźni bohatera pojawia się horror, ale film jest poruszającą opowieścią o starości, odchodzeniu, ludziach „niepotrzebnych”. W „Perspektywach” nagrodę „za wyjątkowy wkład artystyczny” otrzymał pośmiertnie Maciej Damięcki, który stworzył w tym filmie przejmującą kreację. 

Czytaj więcej

„Pomarańcza z Jaffy” najlepszym filmem krótkim Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni

Generalnie jednak na festiwalu czuło się nowy oddech. Mniej było celebracji, więcej dyskusji. Zmiany konkursowe wprowadzone przez dyrektorkę artystyczną Joannę Łapińską, jeśli okrzepną, stworzą szansę na pełniejszą prezentację polskiego kina. Jedną zaś z najpiękniejszych chwil festiwalu było wręczenie Brylantowych Lwów za całokształt twórczości Wojciechowi Marczewskiemu. Wspaniały twórca, który jest dla ludzi kina autorytetem moralnym, odbierając nagrodę zapowiedział, że sam filmów już kręcić nie będzie, ale chce nadal pomagać młodym. – Tyle się w Polsce zmienia. Jesteście przed wielkim egzaminem, jak filmowcy się zachowają. Walczymy o naszą twarz. Piękne filmy przed nami, głęboko w to wierzę - powiedział.

To, że tegoroczny przegląd był słaby – to niemal powszechna opinia w gdyńskich kuluarach. Kilka filmów z konkursu głównego sprawiało wrażenie amatorskich, niedomyślanych wprawek. Nawet gdy poruszały ważne tematy. Powtarzały się też uwagi, że w konkursie „Perspektywy", stworzonym przez dyrektorkę festiwalu Joannę Łapińską dla filmów, które nie zmieściły się w szesnastce zakwalifikowanej do konkursu głównego – pojawiły się tytuły lepsze od ubiegających się o Złote Lwy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Czym jeździć
Technologia, której nie zobaczysz. Ale możesz ją poczuć
Tu i Teraz
Skoda Kodiaq - nowy wymiar przestrzeni
Film
Rekomendacje filmowe: Kandydaci do Oscara z Polski i Norwegii oraz hit Watchoutu
Film
Europa walczy o Oscary. Z kim rywalizuje polski film?
Film
Gwiazda serialu "The Office" walczyła z rakiem
Film
Szalony taniec Jerzego Kuleja w życiu, w ringu i na parkiecie