Pojawienie się filmu Xawerego Żuławskiego dobrze wpisuje się w atmosferę wokół trwających igrzysk w Paryżu, podczas których Julia Szeremeta zdobyła dla Polski pierwszy po 32 latach medal olimpijski w boksie. Mało znana rodakom zawodniczka stała się z dnia na dzień bohaterką, przypominając nam o wspaniałych polskich tradycjach tej dyscypliny sportu.
Czytaj więcej
Każdy z naszych wielkich mistrzów był inny, niepowtarzalny. Polacy z fantazją bili każdego, kto stanął na ich drodze, a później grali w filmach Andrzeja Wajdy, Filipa Bajona czy Marka Piwowskiego, kończyli wyższe studia. Byli śmietanką boksu.
Jerzy Kulej należał właśnie do największych sportowych gwiazd lat 50. i 60., gdy polski boks był wówczas potęgą w świecie. W kraju cieszył się zainteresowaniem nie mniejszym niż piłka nożna, zwłaszcza gdy w ringu nasi zawodnicy zawzięcie i z sukcesami bili się z zawodnikami radzieckimi. Z każdych mistrzostw Europy (światowych czempionatów w boksie wówczas nie rozgrywano) przywozili mnóstwo medali.
„Kulej. Druga strona medalu” rozgrywa się między igrzyskami
Bokserzy powiększali też polski dorobek medalowy na kolejnych igrzyskach olimipjskich, począwszy od Helsinek w 1952 roku, gdzie wywalczyli złoto (Zygmunt Chychła) i srebro (Aleksy Antkiewicz), dokładnie połowę tego, co cała nasza reprezentacja. Jerzy Kulej okazał się natomiast najlepszy w wadze lekkopółśredniej w Tokio w 1964 roku i w Meksyku w 1968 roku. Z obu tych igrzysk przywiózł złote medale.