„Pianoforte”, laureat nagrody filmowej ORŁY 2024 dla najlepszego filmu dokumentalnego

– Wiedziałem, że być może to ostatni moment, by opowiedzieć o nich w sposób szczery, bez masek – mówi Jakub Piątek, reżyser „Pianoforte”, laureata nagrody filmowej ORŁY 2024 dla najlepszego filmu dokumentalnego

Publikacja: 05.03.2024 22:22

Reżyser Jakub Piątek (w środku) i producent Maciej Kubicki (z prawej) z nagrodą za Najlepszy Film Do

Reżyser Jakub Piątek (w środku) i producent Maciej Kubicki (z prawej) z nagrodą za Najlepszy Film Dokumentalny dla „Pianoforte”, podczas 26. Gali Polskich Nagród Filmowych ORŁY 2024

Foto: PAP/Marcin Obara

Skąd pomysł na film opowiadający o kulisach Konkursu Chopinowskiego?

To najbardziej prestiżowa taka impreza na świecie. Alexander Gadjiev powiedział kiedyś, co nie trafiło do filmu, że publiczność myśli o uczestnikach konkursu jak o magicznych istotach, jednorożcach, które skaczą z kontynentu na kontynent. A my chcieliśmy opowiadać o utalentowanych ludziach, a nie tylko pianistach. Ich wspólnym mianownikiem jest wybitna inteligencja. Wiedziałem, że być może to ostatni moment, by opowiedzieć o nich w sposób szczery, bez masek. O egzaminie dojrzałości, który zdają, wchodząc w dorosłe życie. Konkurs staje się wehikułem i zagęszczaczem rzeczywistości, emocji. Byliśmy z nimi w chwili przełomu. Pamiętam, jak po ogłoszeniu ostatecznych wyników szukałem w filharmonii Alexa, już laureata II miejsca. Znalazłem go z dwoma innymi triumfatorami zmagań w małym pokoiku z kilkoma osobami. To był moment, w którym kalendarze tej trójki zapełniały się na dwa lata naprzód. 

W jaki sposób wytypował pan bohaterów filmu spośród 87 uczestników Konkursu Chopinowskiego?

Od początku był zamysł, by z bohaterami związać się przed konkursem. Zdjęcia zaczęliśmy już w 2019 roku, zajmując się polskimi pianistami, którzy dopiero myśleli o udziale. Potem przyszła pandemia i odroczenie konkursu o rok. Poprzez Narodowy Instytut Fryderyka Chopina poprosiliśmy wszystkie 160 osób biorących udział w eliminacjach o nagranie o sobie krótkiego wideo – prawie wszyscy odpowiedzieli. Trzeba dodać, że producenci, w tym Narodowy Instytut Fryderyka Chopina, nie wiedzieli, za kim podążamy z kamerą. Mieliśmy absolutną wolność artystyczną. Około 50 osób poprosiłem o godzinne rozmowy, żeby poznać ich bliżej. W czasie 12 dni eliminacji patrzyliśmy m.in., jak reagują na kamerę, ekipę. Kiedy wiadomo już było, kto się dostał do I etapu – mieliśmy bohaterów.

Czytaj więcej

Orzeł za najlepszy film dla „Zielonej granicy” Agnieszki Holland

A gdyby żaden nie dobrnął do finału?

Było takie ryzyko, choć matematycznie wychodziło, że powinniśmy mieć wśród wytypowanych półtora finalisty. Poszło lepiej. Wybierając ich, wiedziałem, że na przykład 17-letnia Eva Gevorgyan ma wygranych ponad 40 konkursów i będzie jedną z faworytek. Ale jeślibyśmy źle wytypowali i przy ogłoszeniu listy dopuszczonych do II etapu okazałoby się, że nie ma w nim naszych bohaterów – nie mielibyśmy filmu. Zakończyłoby się na scenach pożegnań na lotnisku. 

Ale nie poprzestał pan na Konkursie Chopinowskim w Warszawie, tylko odwiedzał bohaterów w ich rodzinnych krajach: w Chinach, Rosji, w Padwie we Włoszech, na granicy włosko-słoweńskiej i w Polsce. Po co?

Bo ważne było, żeby zobaczyć Hao w małym pokoiku, w którym jego mama smaży obiad. Jest pierwszym muzykiem w rodzinie, jego rodzice prowadzą warzywniak. Musiał pokonywać ogromne odległości, żeby się uczyć grać, o czym jest w filmie. Na wycieczce na swój pierwszy koncert był, nomen omen, w Wuhanie, o którym głośno było, gdy wybuchła pandemia. Kiedy poznałem Hao, uczył się w średniej szkole w Guangzhou niebędącej matecznikiem kształcenia tamtejszych pianistów – i w ogóle nie był u siebie znany. Podobnie jak jego nauczycielka Vivian, która wychowała się w Kanadzie. Jak się okazało, przygotowywała się do udziału w konkursie w roku 2000, ale zabrakło jej determinacji. I kiedy Hao grał finałowy koncert, to robił to też trochę w jej imieniu. Był jedynym z 40 Chińczyków, który zaszedł tak daleko. Teraz jest supergwiazdą w swoim kraju, zapełnia największe sale koncertowe. Ale można też w filmie zobaczyć kontrast między domem Hao a Alexa, którego ojciec jest uznanym pianistą i jego nauczycielem, a mama – nauczycielką fortepianu. 

Jak sobie dawaliście radę z podróżami w tym bardzo trudnym czasie ograniczeń pandemii?

Nie we wszystkich miejscach mogliśmy sami realizować zdjęcia. Na przykład w Chinach obowiązywała wtedy dwudziestojednodniowa kwarantanna, więc zdecydowaliśmy się na współpracę z zaprzyjaźnionym miejscowym operatorem. Potem w czasie konkursu cały czas musieliśmy bardzo uważać z powodu koronawirusa, który mógłby przekreślić plany naszych bohaterów – były maseczki i ciągłe testowanie się.

Czytaj więcej

Orzeł dla Agnieszki Holland

Zgadzali się bez oporów na podglądanie swojego prywatnego życia?

Już dobrze się poznaliśmy, ufali nam. Dopuścili bardzo blisko, także do filmowania tuż przed wejściem na scenę, kiedy przeżywają emocjonalne wzloty, ale i upadki, kiedy jest im trudno. Kiedy czekają na wyniki. Wszyscy też wiedzieli, że nie interesuje nas ranking czy wyścig, tylko ich droga w konkursie. Dzieliliśmy z nimi emocje i stresy. Zadeklarowaliśmy jasno, że jesteśmy tylko dodatkiem i mamy pracować tak, by nie zdekoncentrować ich w kluczowych momentach, nie zniweczyć wieloletnich wysiłków. Jest scena w filmie, kiedy jedna z bohaterek wyrzuca nas z sali ćwiczeń i my to całkowicie szanujemy. Ale też pamiętam, kiedy Eva przed wejściem na scenę przed zagraniem finałowego koncertu, choć była bardzo zdenerwowana, to chciała, żebyśmy z nią zostali. Te trzy tygodnie były bardzo bogate – intensyfikowały relacje, kamera stawała się też nieraz narzędziem terapeutycznym, pozwalając bohaterom się wygadać.

Nie przeszkadzała im obecność ekipy filmowej?

Jest taka intensywność przeżyć, że zapomina się o kamerze. Ci młodzi wirtuozi spędzają 8–12 godzin dziennie, ćwicząc w samotności. Obecność filmowców była tak egzotyczna, że spontanicznie chcieli nawiązywać dialog. W trakcie konkursu pracowały równolegle trzy ekipy towarzyszące naszym bohaterom w czasie ćwiczeń na Uniwersytecie Muzycznym, w filharmonii, w hotelu, w barze, w którym się spotykali. A ja byłem pomiędzy. 

Czy wiedzieliście o zamiarze wycofania się Marcina Wieczorka z udziału w II etapie konkursu?

 Nie, byliśmy zaskoczeni jego decyzją. Podjął ją 10 minut przed swoim występem, co było nie tylko dla niego, ale i dla nas jednym z bardzo trudnych momentów. Z nim zaczynaliśmy film, zdjęcia – zanim się zgłosił do konkursu. Spędziliśmy razem najwięcej czasu. W tamten feralny wieczór zburzyliśmy czwartą ścianę, czyli z pozycji obserwatorów sytuacji weszliśmy z Marcinem w relację, martwiliśmy się o niego. 

Jak bohaterowie przyjęli film?

Wszyscy, w miarę swoich możliwości zajętości, uczestniczą w jego życiu. Hao był z filmem i w Polsce, i w USA, Leonora w Izraelu i w USA, Alex towarzyszył mi w Szwajcarii, Marcin – ile razy może w Polsce. Kiedy w maju Eva była po raz pierwszy od zakończenia konkursu w Polsce, żeby spotkać się z widzami, siedziałem obok niej w kinie i widziałem, że cały czas rozczesywała już rozczesane włosy, by rozładować napięcie. Ale potem dostała od widzów serdeczną, pozamuzyczną aprobatę. Widziałem, jakie to dla niej ważne. 

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów