Reklama

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”. Ta ostatnia przygoda

„Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”, pełen wybuchów, podróży, efektów specjalnych i nostalgii wchodzi do kin w piątek.

Aktualizacja: 29.06.2023 06:43 Publikacja: 29.06.2023 03:00

Harrison Ford żegna się z kultową rolą jako osiemdziesięciolatek

Harrison Ford żegna się z kultową rolą jako osiemdziesięciolatek

Foto: Lucasfilm Ltd.

Pierwsze, co widz robi, to sprawdza wiek Harrisona Forda. Rocznik 1942, dokładnie za dwa tygodnie stuknie mu 81 lat. To ważne, bo wiekowy aktor nie występuje w nowym „Indianie Jonesie” na drugim planie. To nie miś z Krupówek doklejony do obrazka, by przyciągnąć do kin widzów pamiętających jeszcze początki kina nowej przygody, czyli przełom lat 70. i 80. Ford pomimo swoich lat naprawdę gra pierwszoplanową postać: strzela, jeździ i skacze. Oczywiście z pomocą dublerów.

To może rodzić obawy, zwłaszcza gdy wspomnimy „Irlandczyka” Martina Scorsesego, gdzie oglądaliśmy na ekranie cyfrowo odmłodzonych oldbojów, którzy pod maskami z efektów specjalnych próbowali przekonywać, że wciąż dają radę.

Nazistą pozostaniesz

Scenarzyści piątego Indiany Jonesa (nie licząc tych młodzieżowych w innej obsadzie) wybrnęli z tego problemu, czyniąc tematem fabuły starość i przemijanie. I choć zaczyna się od 20-minutowej retrospekcji, gdzie cyfrowo odmłodzony Harrison Ford (wyszło bezboleśnie) zmaga się z Niemcami w Europie w 1944 r., akcja szybko przenosi się w czasie i od lądowania w Normandii przechodzimy do lądowania na Księżycu.

Czytaj więcej

Co obejrzeć w kinie w wakacje? Najlepsze propozycje na lato

Mamy rok 1969 i jesteśmy w Nowym Jorku, gdzie 70-letni prof. Henry Jones, szacowny archeolog z roztrzaskanym życiem prywatnym, przechodzi na emeryturę. Przeszłość jednak się o niego upomni i podsunie kolejne przygody i młodych przyjaciół.

Reklama
Reklama

Jak bywa w tego typu kinie, ciekawy jest nie tylko ten dobry, ale też „bad guy”. Zagrał go nie byle kto, bo sam Mads Mikkelsen. Aktor kochany w Europie, ale przez Hollywood wciąż dopiero obwąchiwany. Wciela się w groteskowego nazistę à la Herr Flick, matematyka Jurgena Vollera, który niegdyś konstruował dla Hitlera broń masowej zagłady, a po wojnie bez komplikacji zmienił patrona i pomógł NASA wyekspediować załogę Apollo 11 na Księżyc.

Kiedy jednak Niemiec czuje, że za moment zostanie odsunięty na boczny tor przez amerykańskich mocodawców, zrywa się ze smyczy i wraca do poszukiwań zagubionego w czasie wojny – właśnie z winy Jonesa – mechanizmu z Antikythery. Ów antyczny artefakt miał skonstruować według jednej z legend sam Archimedes w III wieku p.n.e. Po co Vollerowi ten relikt? Chodzi o władzę nad czasoprzestrzenią i zmianę biegu wydarzeń II wojny światowej. Zatem nie tylko Jones chciałby powrócić do przeszłości.

Czytaj więcej

"Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”: Zmierzch Indiany Jonesa

Te archeologiczno-historyczne bajery są oczywiście po to, żeby na ekranie dużo się działo. I faktycznie jest tego sporo i na dodatek robi przyzwoite wrażenie. Począwszy od sekwencji otwierającej film, gdzie wybuchają budynki i spadają pędzące pociągi. Potem 70-letni Indiana salwuje się ucieczką przed nazistowską bandą Vollera na koniu przez ulice Nowego Jorku akurat w trakcie parady na cześć astronautów i protestów przeciw wojnie w Wietnamie. Gonitwa kończy się na stacji metra i ta scena ma spore szanse wejść do historii kina akcji. Dalej jest już bardziej wakacyjnie i wyjazdowo – w końcu zdjęcia kręcono w Szkocji, Maroku i na Sycylii.

Prof. Jones naprędce gromadzi swoją drużynę. Znajdzie się w niej córka zmarłego przyjaciela, Helena Shaw – również archeolożka – grana przez angielską stand-uperkę, aktorkę i scenarzystkę Phoebe Waller-Bridge (znana m.in. z serialu „Fleabag”), marokański nastolatek Teddy (16-letni francuski aktor Ethann Isidore), a także poszukiwacze skarbów z Morza Śródziemnego na czele z brodatym Renaldem granym przez Antonio Banderasa.

Ostatni taki film Harrisona Forda

Są wybuchy, zwroty akcji, jest barwna szajka czarnych charakterów, świecą na ekranie historyczne błyskotki. Przede wszystkim jest bicz i kapelusz, a poza tym zestawem obowiązkowym jest też coś, czego wcześniej nie było w filmach o Jonesie – obfite pokłady nostalgii. Indiana stracił syna w Wietnamie, a później rozszedł się z żoną. Historią pod koniec lat 60. nie interesuje się pies z kulawą nogą, wszyscy patrzą tylko w przyszłość, czego emanację stanowią loty w kosmos. Na wykładach profesora sale świecą pustkami, podobnie jak głowy znudzonych studentów. Zostają tylko wspomnienia i whisky, a im bliżej profesorskiej emerytury – tym kieliszek pełniejszy. Współczesność jest dla Indiany Jonesa tylko źródłem rozczarowań. Ech, chciałoby się przeżyć jeszcze ostatni raz jakąś przygodę. Dotknąć wykopanego spod ziemi skarbu, wejść do katakumb i przeczytać w grece jakiś manuskrypt z zagadką.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Era retromęskości: w 2023 roku w hollywoodzkim kinie akcji rządzić będą seniorzy

Czy po 154 minutach przygód (nowy standard dla blockbusterów) i 300 mln dolarów wydanych na budżet uwielbiana przez kinomanów postać odzyska chęć życia i wiarę, że coś ją jeszcze może ciekawego na starość spotkać?

Obraz w reżyserii Jamesa Mangolda (ostatnie jego hity to wyścigowy „Le Mans ‘66” i filmy o komiksowym Wolverinie) nie zmieni ani kina, ani kultowej franczyzy. A zarazem to ostatni film z serii w dotychczasowej formule, Harrison Ford zapowiedział bowiem, że to naprawdę jego pożegnanie z postacią Indy’ego. Jeżeli przygodowy archeolog jeszcze kiedyś wróci, to zapewne już w nowej wersji, raczej młodzieżowej, prędzej na platformie streamingowej Disney+ niż w kinach.

Może to kogoś przekona, jeśli ma wątpliwość, czy warto obejrzeć „Indianę Jonesa i artefakt przeznaczenia” na dużym ekranie.

Film
Wampiry i ludzie, czyli horror „Życie dla początkujących” już w kinach
Materiał Promocyjny
UltraGrip Performance 3 wyznacza nowy standard w swojej klasie
Film
Nie żyje Maciej Karpiński, scenarzysta m.in. „Kobiety samotnej” i „Różyczki”
Film
Cate Blanchett wraca do Polski
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Film
Warszawiak jak gość we własnym domu. Czy ekipy filmowe przekraczają granice?
Materiał Promocyjny
Prawnik 4.0 – AI, LegalTech, dane w codziennej praktyce
Reklama
Reklama