Berlinale: Złoty Niedźwiedź dla dokumentu „On the Adamant” Nicolasa Philiberta

Faworyzowany przez krytyków i publiczność znakomity film „Past Lives” jury w werdykcie pominęło. Ale jego autorka Celine Song i tak jest największym odkryciem tego festiwalu.

Publikacja: 25.02.2023 22:00

Berlinale: Złoty Niedźwiedź dla dokumentu „On the Adamant” Nicolasa Philiberta

Foto: AFP

„Czy wyście zwariowali?” – zawołał zwycięzca berlińskiego festiwalu, gdy wszedł na scenę odebrać Złotego Niedźwiedzia, po czym szybko dodał: „To oczywiście pytanie nie na miejscu”. Nie na miejscu, bo bohaterami jego filmu są ludzie niepełnosprawni umysłowo, którzy spędzają czas w dziennym ośrodku opieki na dryfującym w Paryżu, przy brzegu Sekwany statku. Nicolas Philibert obserwuje opiekunów, psychiatrów, ale przede wszystkim pacjentów. Chce im przywrócić człowieczeństwo, z którego zbyt często obdziera ich świat wokół. To szlachetny film, choć nie widzę w nim szczególnej wirtuozerii ani ciekawego pomysłu.

Międzynarodowe jury obradujące pod przewodnictwem Kristen Stewart dostrzegło również najmocniej reprezentowany nurt konkursu – opowieści o rodzinie, o jej rozpadzie, czasem o niełatwych próbach jej scalenia. Srebrny Niedźwiedź – nagroda główna jury przypadła filmowi „Bad Living” Portugalczyka Joᾶo Canijo. To historia wielkiej rodziny prowadzącej hotel. I dziewczynki, która po jego śmierci ojca, z którym mieszkała, przyjechała do tego hotelu do babki, która chce jej dać dom. I matki, która nie potrafi być matką. Może dlatego, że sama nigdy nie zaznała czułego uczucia ze strony swojej rodzicielki, że nosi w sobie ten brak miłości i ciepła?

Czytaj więcej

European Film Market w Berlinie. Filmowy handel z Rosjanami?

Nagrodę za reżyserię odebrał Philippe Garrel za „Pług” - kolejną opowieść o rodzinie  - tym arzem lalkarzy, szukających dla siebie nowej drogi po śmierci ojca, który zawsze stał na czele ich kukiełkowego teatru.

Główną nagrodę jury (drugą po Złotym Niedźwiedziu”) dostał z kolei Christian Petzold za ciekawy film „W ogniu” - historię dwóch młodych chłopaków, którzy chronią się w domu w lesie, gdzie w spokoju chcą pracować – jeden z nich kończy pisać swoją kolejną książkę, drugi szykuje portfolio złożone ze zdjęć, które chce złożyć w uczelni artystycznej. Jednak muszą stawić czoła pożarowi lasu, a przede wszystkim własnym wyobrażeniom o świecie i ludziach.

Nagrody aktorskie, które w Berlinie są „koedukacyjne” odebrały: za rolę pierwszoplanową kilkuletnia Sofía Ortero z „20,000 gatunków pszczół” w reżyserii Estibaliz Urresoli Solaguren, a za rolę drugoplanową Thea Ehre występująca w „Do końca nocy”Christopha Hochhäuslera.

Absolutnie niezrozumiałe jest pominięcie w werdykcie filmu „Past Lives”, który wyrastał ponad wszystkie inne propozycje. Piękna, delikatna opowieść o  trojgu ludziach – młodej kobiecie, która z rodziną jako dziewczynka wyemigrowała z Korei do Kanady, jej amerykańskiego męża i Koreańczyka, który był jej miłością w dzieciństwie staje się tu pretekstem do zadania pytań o koleje życia, emigrację, rozchodzenie się ludzi, o stracone szanse i rolę przypadku w losach człowieka. Autorka tego filmu, debiutantka Celine Song była niewątpliwie największym odkryciem Berlinale. „Past Lives” zdecydowanie wygrało też ranking międzynarodowych krytyków prowadzony w „Screen International”.

To był pierwsze od trzech lat pełne Berlinale. Dyrektor Carlo Chatrian przygotował bogaty program,  choć zastanawiające jest to, że w głównym konkursie większość filmów w kameralny sposób portretowała relacje osób najbliższych, a stosunkowo mało było prób spojrzenia na współczesny świat z jego niepokojami i problemami. Kilka takich filmów można było znaleźć w sekcjach towarzyszących. Ale może to wciąż cena, jaką płacimy za czas pandemii i izolacji.

„Czy wyście zwariowali?” – zawołał zwycięzca berlińskiego festiwalu, gdy wszedł na scenę odebrać Złotego Niedźwiedzia, po czym szybko dodał: „To oczywiście pytanie nie na miejscu”. Nie na miejscu, bo bohaterami jego filmu są ludzie niepełnosprawni umysłowo, którzy spędzają czas w dziennym ośrodku opieki na dryfującym w Paryżu, przy brzegu Sekwany statku. Nicolas Philibert obserwuje opiekunów, psychiatrów, ale przede wszystkim pacjentów. Chce im przywrócić człowieczeństwo, z którego zbyt często obdziera ich świat wokół. To szlachetny film, choć nie widzę w nim szczególnej wirtuozerii ani ciekawego pomysłu.

Pozostało 83% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rekomendacje filmowe: Komedia z Ryanem Goslingiem lub dramat o samobójstwie nastolatka
Film
Cannes 2024: Złota Palma dla Meryl Streep
Film
Mohammad Rasoulof represjonowany. Władze Iranu chcą, by wycofał film z Cannes
Film
Histeria - czyli historia wibratora
Film
#Dzień 6 i zapowiedź #DNIA 7 – w stronę maja, w stronę słońca
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił