Wielkim faworytem tegorocznej edycji Oscarów był antywestern „Psie pazury”, w którym Jane Campion pokazała świat nie akceptujący inności, bezlitosny w stosunku do słabszych i tych, którzy wyłamują się z narzucanych przez społeczeństwo norm. Misternie narysowała na ekranie portrety bohaterów, nie dających sobie rady ze sobą i z otaczającą ich opresyjną kulturą. Przypomniała, że relacje między ludźmi, nawet w pozornie prostej rzeczywistości, nie są proste.
A jednak Oscar dla najlepszego filmu roku przypadł filmowi „CODA” Sian Heder, o którym głośno zrobiło się zaledwie tydzień przed drugą turą głosowania, gdy dostał nagrodę Gildii Producentów Amerykańskich. „CODA” jest skrótem od Child of Deaf Adults – dziecka głuchoniemych dorosłych. Heder opowiedziała o dramacie dziewczyny, która jako jedyna z całej głuchoniemej rodziny rybaków słyszy i mówi, praktycznie stając się pośrednikiem między swoimi bliskimi a otoczeniem. Ale kocha śpiew i chce się go uczyć w college’u. Przychodzi więc moment, gdy zaczyna walczyć o prawo do własnego życia. Historia jak z telewizyjnego kina familijnego, prosta, z happy endem. Delikatne, niezależne kino. Ale na pewno nie wielkie. Podnosi je głównie znakomite aktorstwo. Grający ojca Troy Kotsur dostał Oscara jako drugi w historii tej nagrody aktor głuchoniemy. Pierwszy odebrała za kreację w „Dzieciach mniejszego Boga” w 1986 roku Marlee Matlin, która zresztą również w „CODA” występuje. Sian Heder dostała też statuetkę za najlepszy scenariusz adaptowany.
Ekipa „Psich pazurów”, które miały najwięcej, bo aż 12 nominacji, wyszła z Dolby Theatre z jedną tylko statuetką. Odebrała ją Jane Campion - za reżyserię. To drugi Oscar urodzonej w Nowej Zelandii Australijki. Pierwszego dostała za scenariusz „Fortepianu”. „Psie pazury” to jej wspaniały powrót do kina po 12 latach, podczas których zrealizowała tylko krótki serial telewizyjny. To również kolejny sukces kobiety-reżyserki. W ubiegłym roku Oscara w dwóch najważniejszych kategoriach odebrała Chloe Zhao za „Nomandand”, canneńska Złota Palma powędrowała do Julie Ducournau za „Titane”, wenecki Złoty Lew do Audrey Diwan za „Zdarzenie”, a berliński Złoty Niedżwiedż do Carli Simon za „Alcarras”.
Nie było też niespodzianek w kategoriach aktorskich. Tutaj bukmacherzy za jednego dolara postawionego na Willa Smitha płacili 1,01 dolara. Czarnoskóry aktor miał już wcześniej dwie nominacje do Oscara – w 2001 roku za rolę pięściarza Muhammada Ali w filmie „Ali” Michaela Manna i pięć lat później, gdy w „Pogoni za szczęściem” zagrał ojca, który musi zająć się swoim kilkuletnim synem w momencie, gdy właśnie otwiera się przed nim nowa zawodowa szansa. Generalnie jednak Smith zyskał sławę i pieniądze dzięki udziałowi w wielkich hitach lat 90. - „Dzień niepodległości” czy „Faceci w czerni”. W filmie „King Richard. Zwycięska rodzina” grając ojca dwóch znakomitych tenisistek, Sereny i Venus Williams znów udowodnił, że jest wspaniałym aktorem. To on również był podczas gali bohaterem jedynego skandalu, gdy spoliczkował na scenie Chrisa Rocka. „Nie waż się mówić o mojej żonie” - krzyczał, choć odbierając potem statuetkę przeprosił za swoje zachowanie.