Wybitny film Cristiego Puiu „Sieranevada" wchodzi na ekrany

Wiwisekcja rodziny i Rumunii w wybitnym filmie Cristiego Puiu „Sieranevada". Od dzisiaj na ekranach.

Aktualizacja: 01.06.2017 23:08 Publikacja: 01.06.2017 18:07

Foto: Gutek Film

Ten film zaczyna się niemal jak dokument. Stara bukareszteńska ulica. Kobieta zostawia córkę opiekunce, a sama wsiada do podjeżdżającego samochodu. Jest podenerwowana, agresywna. Ojciec kupił dziecku na występ szkolny sukienkę Śpiącej Królewny, taką samą, jaką ma jej koleżanka – „wieśniara", której rodzice zrywają truskawki w Hiszpanii. Mężczyzna, 40-letni lekarz, stara się afery żony znosić spokojnie, ale atmosfera staje się coraz bardziej duszna. Z ulicy dochodzi gwar, szyby auta zaparowują. Zwyczajny dzień.

Małżeństwo bierze udział w stypie, która odbywa się 40 dni po śmierci ojca mężczyzny. W małym mieszkaniu w bloku zbiera się cała rodzina, stół jest nakryty, ale obiad się opóźnia. Wszyscy czekają na przyjście księdza, najmłodszy syn zgodnie z tradycją ma włożyć garnitur zmarłego ojca, co wcale mu nie jest w smak, wreszcie zjawia się niechciany gość – mąż jednej z ciotek, unieszczęśliwiająca ją rodzinna czarna owca.

Odniesienia do terroryzmu

Familia, choć skonsolidowana przez śmierć, nie jest monolitem. Widzimy różne postawy i różne polityczne orientacje. Wszyscy do wszystkich mają tu pretensje, atmosfera kipi od wzajemnych niechęci. W rozmowach pojawiają się odniesienia do terroryzmu i paryskiej tragedii „Charlie Hebdo", ale też do okresu komunizmu, do Kościoła, który zawsze trzymał z władzą. Rumuńska codzienność z jednej strony niesie nostalgię starszych za „uporządkowanymi" czasami Ceausescu, z drugiej chęć wyrwania się do świata i nowoczesności, ale też zagubienie młodych.

Ujawniają się prywatne sentymenty. Skrywane przez lata tajemnice, nawet te dość wstydliwe. Puiu obnaża codzienne niedopowiedzenia, które nawarstwiają się i nagle gwałtownie wybuchają. Pokazuje zakłamanie rodzinnego życia.

Rumuńska Nowa Fala wybuchła w 2007 roku, gdy debiutant Cristian Mungiu zdobył canneńską Złotą Palmę za „4 miesiące, 3 tygodnie i 2 dni", wstrząsającą historię dziewczyny, która w czasach Ceausescu dokonuje nielegalnej i późnej aborcji. Na tym samym festiwalu sekcję Pewne Spojrzenie wygrał obraz „California Dreaming" o transporcie sprzętu wojskowego dla NATO w czasie wojny w Kosowie, uwięzionym na małej rumuńskiej stacji. To była pośmiertna nagroda dla Cristiana Nemescu, który tuż po zakończeniu prac nad filmem zginął w wypadku samochodowym.

Obrazy z przedmieść Bukaresztu

Ale tak naprawdę zwiastunem rewelacyjnego kina, zachwycającego widzów do dzisiaj, była „Śmierć pana Lazarescu" Cristiego Puiu. 63-letni mężczyzna, który źle się poczuł, wzywa ambulans. Przez całą noc jest przewożony ze szpitala do szpitala, bo nigdzie nie chcą go przyjąć na oddział. Nad ranem stan pacjenta się pogarsza, życie przegrywa z biurokracją.

Po tym filmie Cristi Puiu planował nakręcić sześć obrazów z przedmieść Bukaresztu, opowiadając o różnych odcieniach miłości. Rok później rzeczywiście pokazał „Rumuński romans" o mężczyźnie zazdrosnym o swoją sekretarkę, dawną kochankę. A w 2010 roku – „Aurorę" o człowieku, który dokonuje potwornych zbrodni z rozpaczy po rozwodzie i chęci zemsty na tych, którzy przyczynili się do rozpadu jego małżeństwa. Ale tak naprawdę na poziom „Śmierci pana Lazarescu" Puiu wzniósł się dopiero teraz.

„Sieranevada" narodziła się jako wspomnienie traumatycznej stypy, która, zgodnie z tradycją, odbyła się 40 dni po śmierci ojca Puiu. I to jest właśnie siłą rumuńskiej Nowej Fali. Całkowita szczerość. Reżyserzy nie ukrywają, że przenoszą na ekran doświadczenia własne i swoich znajomych. A polityka? W krajach komunistycznych i postkomunistycznych zawsze miała ogromny wpływ na życie ludzi. Dlatego intymne historie stają się wiwisekcją rumuńskiej rzeczywistości.

„Sieranevada" jest majstersztykiem realizatorskim. Film trwa trzy godziny, akcja toczy się niemal w naturalnym czasie. Kamera Barbu Balasoiu miota się między ciasnymi pokojami, kuchnią i łazienką. Tak jak bohaterowie filmu, którzy szukają miejsca raz do intymnej rozmowy, to znów do odcięcia się od agresji innych lub wypłakania się w samotności. Widz patrzy na ich zmieszanie, wybuchy agresji, rozpacz. Trochę tak, jakby stawał się częścią tej rodziny.

Państwo po transformacji

W tym mieszkaniu, gdzie stale trzaskają drzwi, wszystko jest prawdziwe. Nawet zwykłe pytanie matki, ile kosztuje stacjonarny rower do ćwiczeń, który syn przyniósł jej w prezencie, coś znaczy. Sprawy drobne mieszają się z dyskusjami o światowym terroryzmie i nowym rumuńskim ładzie. Wszystko to razem tworzy krajobraz państwa po transformacji. Ciężko dotkniętego przez historię i niedającego sobie rady ze świeżym kapitalizmem, podzielonego i pełnego sprzeczności.

Na ostatnim festiwalu w Cannes Michael Haneke pokazał portret francuskiej burżuazyjnej rodziny – odwróconej od problemów za oknem, zapatrzonej w siebie, pogrążonej w inercji. W bukareszteńskim bloku wszystko jest inaczej: namiętności podniesione są do potęgi. Mnożą się pytania o moralność, o wartości wyznawane przez różne pokolenia, wychowane w innym świecie. Dla Zachodu „Sieranevada" musi być trudna w odbiorze. Ale widzów żyjących z tej strony Europy ten film, w którym „nic się nie dzieje", trzyma w napięciu. Może dlatego właśnie, że ci szamocący się ludzie, tak bardzo niedoskonali i tak bardzo zwyczajni, wydają się nam znajomi. Niepokojąco znajomi.

Film
Cannes'25: Czy koniec świata już trwa?
Film
Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą
Film
Zaskakujący zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity. Jeden z szansą na Oscara
Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami
Film
Festiwal w Cannes oficjalnie otwarty. Nagroda za całokształt twórczości dla Roberta De Niro