Kino duńsko-islandzkie to zazwyczaj obietnica surowej narracji, ascetyzmu, czasem też śnieżnych chłodnych przestrzeni, w których wybuchają namiętności. „W cieniu drzewa" wymyka się jednak temu schematowi.
Hafsteinn Gunnar Sigurdsson, choć wychodzi od realizmu, w miarę upływu czasu coraz bardziej zbacza ku przerysowaniu i grotesce. A może to po prostu życie tak się układa? Młoda para rozstaje się, gdy dziewczyna odkrywa, że jej partner uprawiał seks z inną kobietą, na dodatek nagrywając to kamerą. Wyrzuca faceta z domu, nie pozwala na kontakty z dzieckiem do czasu orzeczenia sądowego. Mężczyzna wprowadza się do rodziców – potwornie skłóconych z sąsiadami.
Dalej wszystko toczy się dwutorowo – historia pary walczącej o dziecko miesza się z opowieścią o starszych ludziach pełnych nienawiści do sąsiadów, którym przeszkadza drzewo w ich ogródku. Na ekranie trwa eskalacja przemocy – zabijanie zwierząt, ścinanie nocą drzewa. Wszystko to musi skończyć się tragedią. W pewnym momencie, w finale, film jest przesadzony i wręcz niewiarygodny.
Ale wciąż to ciekawy obraz narastającej agresji, która bierze się praktycznie „znikąd". Czy w powietrzu wisi coś niezdrowego? Ludziom udziela się klimat światowych niepokojów? „W cieniu drzewa" to również opowieść o rozmijaniu się. O trudnościach w znalezieniu wspólnego języka, nieumiejętności zrozumienia bliskiej osoby.
„W cieniu drzewa" jest koprodukcją, w której brała udział również polska firma. Kolejny dowód, jak dobrze radzą sobie dzisiaj młodzi polscy producenci. Zwłaszcza kobiety, które szturmem weszły do tego zawodu. Współpracująca z Sigurdssonem Klaudia Śmieja pracowała wcześniej m.in. przy takich projektach jak „Niewinne" Anne Fontaine, „Nieprawi" Adriana Sitaru, „Światło i cień" Yesim Ustaoglu, „Radiogram" Rouzie Hassanovej. W Polsce wyprodukowała „Chemię" Bartosza Prokopowicza, teraz pracuje nad obrazem „Gareth Jones" Agnieszki Holland.