Mamy to szczęście, że „Rzeczpospolita" mogła pokazać inną twarz Poli Raksy: profesjonalnej projektantki mody. A gdy szła najdłuższym korytarzem dawnej redakcji na placu Starynkiewicza – zamieniał się on w wybieg pokazu mody, który nagle przykuwał uwagę podejrzanie wielu redaktorów.
Można było wtedy zrozumieć, że sława, w dodatku uwięziona w okowach serialowych stereotypów, może przeszkadzać. Pewnie dlatego, z czasem, zamiast grać – aktorka wolała projektować i pisać. Na łamach, w kolorowym magazynie, na zaproszenie redaktora Jacka Lutomskiego, na przykład tak: „Kobieta demoniczna, kobieta niedostępna, kobieta kwiat, spowita w welury, koronki, aksamity. Przepych, dekadencja, szalone fryzury, dramatyczny makijaż. Co to ma wspólnego z życiem? Nic. Zwłaszcza z naszym. Ale od tego jest czas karnawału, żebyśmy mogły zapomnieć o codzienności, poczuć się jak księżniczki z bajki".