Wszyscy jesteśmy Perquisami

Marcin Koszałka dał się poznać jako autor dokumentów skrajnie osobistych, surowych w formie, odwołujących się do faktów z jego życia. Jest specjalistą od rodzinnych wiwisekcji oraz łamania wszelkiego tabu na ekranie. W lutym premiera jego nowego filmu, w którym tym razem przygląda się dramatom – życiowym i zawodowym – piłkarzy polskiej reprezentacji na Euro 2012.

Aktualizacja: 12.01.2013 17:54 Publikacja: 12.01.2013 17:08

Kadr z „Będziesz legendą, człowieku". Marcin Koszałka przyznaje, że ten film to afirmacja męskiego c

Kadr z „Będziesz legendą, człowieku". Marcin Koszałka przyznaje, że ten film to afirmacja męskiego ciała.

Foto: Przekrój, Paweł Eibel Paweł Eibel

Red

Tekst z tygodnika "Przekrój"

„Będziesz legendą, człowieku" to dokument o wybranych członkach kadry Franciszka Smudy, kręcony przed, w trakcie i po Euro 2012. Film ukazujący kulisy męskiej rywalizacji, wypełniony po brzegi testosteronem. A jednak pojawiają się w nim obrazy zaskakująco dopieszczone estetycznie. Sceny, w których piłkarze rozgrzewają się na murawie, przypominają współczesny balet. To celowy dysonans?

Zaczynam inaczej myśleć o roli obrazu w filmie dokumentalnym. Kiedyś zdawało mi się, że w przypadku poważnych dzieł forma powinna być surowa, a z pewnością drugoplanowa. Teraz interesuje mnie opowiadanie sugestywnymi obrazami, być może przypisanymi stereotypowo do fabuły, a nie do dokumentu. Kiedy zacząłem kręcić film o piłkarzach i piłce nożnej, wiedziałem, że zaintrygować widza mogę tylko za pomocą niebanalnego spojrzenia na – pozornie zwyczajny – ruch człowieka z piłką. Podczas treningów skupiłem się na nogach moich bohaterów i to być może dało lekko baletowy efekt. Współczesne fragmenty zestawiłem z przebitkami z lat 80., co pokazało, jak bardzo w ostatnich trzech dekadach zmieniło się ciało przeciętnego piłkarza. Kiedyś piłkarze byli szczupli, niepozorni, wręcz „czerstwi". Dziś to wymuskani atleci, pokryci tatuażami, modnie uczesani.

Damien Perquis, centralna postać pańskiego filmu, w jednej ze scen mierzy świetnie skrojony garnitur, oczywiście „slim fit", i wygląda jak polska odpowiedź na Davida Beckhama.

Nie wymagałbym od zawodowego piłkarza wyśrubowanego poziomu intelektualnego. Wolę patrzeć na jego charakter.

Rzecz w tym, że to nie jest odpowiedź w stu procentach polska. Wiem, że to może być bolesne dla polskich facetów, ale powiem to – widać, że Perquis należy do kultury zachodnioeuropejskiej. Oczywiście ma polskie korzenie, ale ciągnie się za nim zachodni szyk, ma w sobie ponadprzeciętną klasę. Może i jest w tym element szpanu, w tych dobrych garniturach i aktorskich pozach, ale Damien to nowy typ sportowca, przynależny do XXI w.: dobrze wygląda, ma nienaganne maniery, potrafi się wysłowić.

Szkoda, że jego koledzy z polskiej reprezentacji nie potrafili tego docenić. Pański film obnaża negatywne nastawienie naszych piłkarzy do kogoś, kto jest „spoza", do obcego. Drwiny z tego, że Perquis nie mówi zbyt dobrze po polsku, bo urodził się i wychował we Francji, bywały bardzo nieprzyjemne. Skąd to chamstwo w piłkarskiej szatni?

Wybrałem Perquisa na centralnego bohatera właśnie dlatego, że w całej historii o Euro 2012 i polskiej reprezentacji on jest przybyszem z kosmosu. To stwarza przestrzeń dramatyczną w moim filmie, który mówi o poczuciu obcości, odrzuceniu, wielkiej samotności. Perquis został obrażony przez legendę polskiego sportu – Jan Tomaszewski nazwał go „francuskim śmieciem". A koledzy z drużyny wcale nie palili się do tego, żeby z nim rozmawiać. On sam nie walczył szczególnie o czyjąkolwiek sympatię, godził się na alienację, do której popchnął go już w dzieciństwie ojciec. Miał ogromne wymagania, żądał od syna, by ten spełniał jego własne marzenia. „Musiałem być nienaganny" – wspomina w filmie Perquis. Przyjeżdżając do Polski, próbował się z tym zmierzyć, przewalczyć w sobie ojca, który go bił i męczył psychicznie.

Ojciec piłkarza także pojawia się w pańskim filmie. I przed kamerą rozsypuje się, płacze, wypowiada wprost to, co było wiadomo od początku, czyli że był toksycznym ojcem. Czy warto łopatą traktować ten wątek? Czy nie lepiej było operować niedopowiedzeniem?

Nie traktuję tego wątku łopatologicznie. Nie mam możliwości przewidzieć, jaki będzie rozwój wydarzeń, byłem nawet zaskoczony reakcją ojca piłkarza. Właśnie owa scena finałowa z ojcem jest otwarta – nie wiemy do końca, czy jest w nim poczucie winy. Sam mówi: „Żałuję i nie żałuję". Sprzeczność, zupełnie jak w życiu, nie ma czarnego i białego.

Ile czasu musiał pan poświęcić rodzinie Perquisa, żeby doprowadzić do takiej eskalacji emocji?

To był trudny i żmudny proces. Przebywaliśmy sporo razem, poznawaliśmy się kawałek po kawałku. Oni stopniowo zaczęli mnie lubić. Od początku byłem z nimi szczery, mówiłem im, co i po co zamierzam zrobić. Powiedziałem do ojca Damiena: „Słuchaj, chcę zrobić taką scenę, w której opowiesz do kamery o relacji z synem, bo czuję, że jest między wami problem. Myślę, że może to jest taki sam problem jak między moim ojcem a mną – myśmy się kochali, ale ojciec tak naprawdę nigdy mi nie powiedział, co do mnie czuje, potem ja nie miałem za bardzo czasu wyznawać mu miłości i on umarł". Ojciec Perquisa usłyszał moją historię i pękł, rozpłakał się. Z kolei Damien musiał podświadomie chcieć wniknąć w rodzinne traumy za pomocą filmu. Bez problemu pokazał całą swoją rodzinę, a w ten sposób mówił: „Zobaczcie mnie, jestem wrażliwym człowiekiem, tak szybko mnie nie skreślajcie". To nie jest tak, że Perquis jest wyłącznie bohaterem filmowym. Myślę, że on tu rozegrał swoje życie, jeżeli chodzi o Polskę. Chciał, żeby ludzie go zobaczyli.

Przyznam, że nie mogłam zrozumieć, dlaczego rodzina Perquisa i on sam zachowywali się tak, jakby jego udział w rozgrywkach Euro 2012 był walką o życie. Skąd to ciśnienie?

Z upokorzenia. Przez wybryk Tomaszewskiego. Perquis spinał się nadludzko, żeby udowodnić, że nie jest śmieciem.

Ale jeżeli ktoś ma poczucie własnej wartości, to podobne oszczerstwa powinien wyśmiać. Gdyby ktoś nazwał pana śmieciem, załamałby się pan z tego powodu?

Mam wrażenie, że to bardzo boli, szczególnie gościa, który ma grać o honor narodu. Ja jestem jakimś tam reżyserem, a Perquis miał walczyć z godłem na piersiach. I na dzień dobry powiedzieli mu: „Nie chcemy cię, jesteś śmieciem". Dlatego tak zajadle walczył, mimo że przyjechał z potwornym złamaniem łokcia. W meczu z Grecją ten facet niemal strzelił bramkę. Zostawiłem w filmie scenę, w której widać grymas złości i żalu na twarzy Perquisa. On wiedział, że gdyby strzelił gola, zostałby Polakiem. Gdyby Polska dzięki niemu wygrała to spotkanie, wszyscy by mu dziękowali, łącznie z Tomaszewskim.

Zdecydował pan, że drugą ważną postacią w filmie będzie Marcin Wasilewski. Dlaczego akurat Wasyl? W jaki sposób dopełnia się z Perquisem?

Dokonałem zderzenia dwóch skrajnie różnych typów ludzkich. Jeden jest przybyszem o romantycznej, melancholijnej naturze. Drugi jest stąd i jest twardy. Ale obaj mają problem – Perquis nie czuje, żeby gdziekolwiek przynależał i jest poturbowany przez rodzinę, a Wasilewski ściga się z czasem. Boi się starości, która dla piłkarza nadchodzi nadspodziewanie szybko. Nie wyobraża sobie końca swojej kariery, nie ma pomysłu na to, co będzie dalej robił w życiu. Wyznaje: „Potrafię tylko grać w piłkę".

Podkreśla także, że piłka uratowała mu życie.

Wasilewski pochodzi z polskiego Bronksu, z Nowej Huty, z prostej rodziny. Bywa dosadny, ale ma dobre serce i trzyma się zasad. Dla niego przegrane Euro to prawdziwa tragedia, mówi o tym, jak o swojej kolejnej i ostatecznej porażce. „Wszystko, co było, przegrałem". W Wasilewskim jest jednak siła, która sprawia, że nawet na emeryturze będzie walił w piłkę i nie odpuści.

Wasyl przeklina zawodowo. Jak pan zdołał nawiązać kontakt z nim oraz z pozostałymi piłkarzami? Pan, który operuje inteligenckim słownikiem, i oni, wyjęci z kompletnie innego dyskursu?

Jest to chyba kwestia odpowiedniego spojrzenia na tych ludzi. Jako dokumentalista muszę popatrzeć na nich z zewnątrz, przekonać się, co mnie – jako przybysza z innego świata – w nich ciekawi. Bo jeśli bohaterowie zainteresują mnie, to może i zaciekawią widzów? Na przykład byłem bardzo zaskoczony przy kręceniu scen, w których uwieczniam, jak nasi piłkarze grają na PlayStation. Nie mogłem uwierzyć, że zawodnicy warci miliony bawią się jak na kolonii harcerskiej. Ta scena pokazuje dokładnie, kim są ci ludzie. O to chodzi każdemu reżyserowi.

No właśnie, a kim oni są?

Myślę, że są cały czas małymi chłopcami, którzy bawią się za duże pieniądze.

Prostactwo tych chłopców pana nie raziło?

Nie oceniałbym ich w ten sposób. Nie wymagałbym od zawodowego piłkarza wyśrubowanego poziomu intelektualnego. Wolę patrzeć na jego charakter. Wiem chociażby, że Wasyl jest człowiekiem, który potrafi być lojalny. Ma fajną duszę.

Przeraża za to potworna samotność piłkarzy, którą doskonale pan uchwycił. Ojciec Perquisa mówi do niego: „Pamiętaj, ciesz się swoimi dziećmi". Ale jak on ma wychowywać córkę przez Skype'a? A żona Perquisa występuje w filmie właściwie wyłącznie jako milcząca matka.

Nie ma jej, ona się w ogóle nie odzywa. To nie wynika z jakiejś mojej strategii, tylko z rzeczywistego układu w ich rodzinie. Ona jest z dziećmi, wycofana, zawsze z boku. Popatrzmy na scenę po meczu z Grecją – rodzina Perquisa w milczeniu oczekuje na jego powrót. Potem on siedzi, a w pokoju panuje kompletna cisza. Wygląda to jak taki śląski film o górniku, który wraca z kopalni. On wchodzi, a wszyscy milczą.

Dlaczego milczą?

Bo on jest głową rodziny. To on dostarcza pieniędzy. Wszystko jest dzięki niemu. Tylko ojciec nie odpuścił. Jego ojciec pracuje na nocnej zmianie w Tesco, jest szefem przyjęcia tirów w supermarkecie w Nicei, zarabia pieniądze ciężką pracą, bo w jego mniemaniu syn nie może go utrzymywać. „Może jesteś bogaty, ale masz być porządnym człowiekiem" – powtarza Perquisowi. Co ciekawe, dla piłkarza kluczową postacią jest babcia. Kiedy przychodzi po meczu z Grecją, od razu zwraca się do niej: „Babciu, podobało ci się?".

W filmie wyznaje, że gdy śpiewa polski hymn, to babcia w nim śpiewa.

Bo to babcia obudziła w nim Polaka.

Ale dlaczego Perquis powtarza patriarchalny model, który sam krytykuje? Czy nie widzi, że wpada w rodzinną pułapkę?

Co ciekawe, Perquis z jednej strony wie, że ojciec go skrzywdził, a z drugiej rozumie go i ceni. Powiedział mi wprost, że nie ma żalu do ojca, że go bił, bo jednak wychował go na człowieka. Dzisiaj Damien jest kimś i podświadomie uważa, że to również zasługa ojca.

Może postawa Perquisa wobec żony jest charakterystyczna dla wszystkich piłkarzy, którzy są zakładnikami wizerunku macho?

Żony piłkarzy w większości podporządkowują się mężom, bo to oni zarabiają ogromne pieniądze i są w domu figurami. Dyktują warunki. Macho nie może pokazać słabości w stosunku do kobiet. Nie może być przed kolegami sobą, musi grać twardziela. Stąd te tatuaże, fryzury oraz gigantyczne mięśnie.

Zainteresowało mnie, że w piłkarskiej szatni panuje specyficzny, nieco erotyczny klimat. Chociaż piłkarze są potwornymi homofobami, pozwalają sobie na żarty i zachowania, które można zinterpretować jako homoerotyzm.

Mój film jest jedną wielką afirmacją męskiego ciała. Dla kobiet jest z pewnością przyjemny w odbiorze, również dlatego, że pokazuje mężczyzn w negliżu. Nie sądzę, żeby między piłkarzami istniało jakiekolwiek erotyczne napięcie, ale niektóre niewybredne żarty, którymi rzucali chłopcy z reprezentacji, zaskoczyły mnie. „Tu ci paluszek wsadzę, a potem będę musiał wycierać". Mocne to. Natomiast jawnych kontekstów homoseksualnych w tym świecie być nie może – miękki gość zostałby w tym świecie od razu zabity. Coming out byłby samobójstwem.

Męskie ciało, którego afirmacją jest pana film, w świecie sportu staje się zarazem dobrze naoliwionym mechanizmem. Dla piłkarza jest narzędziem pracy, czymś abstrakcyjnym i bez czucia.

Fascynuję się ludzkim ciałem jak Leni Riefenstahl. Ciałem sportowca, które przypomina rzeźbę, zaczyna być nieludzkie. Marzę o tym, żeby pójść dalej, w psychologiczne kino sportowe. Chciałbym w tym roku zrobić film o kadrze siatkarek – mistrzostwa świata w Polsce to doskonała okazja.

Oczywiście dla pana człowiek i jego przeżycia liczą się bardziej niż sportowa historia?

Tak, zawsze szukam psychologicznego zaczepienia. Nie inaczej jest z „Będziesz legendą, człowieku". Nie mogłem zrobić filmu po prostu o Euro 2012. Mistrzostwa od początku były w tle, jako kontekst ludzkiego dramatu. Przyglądam się ludziom, ich wyborom, być może prowokuję pewne sytuacje. Film dokumentalny zawsze ma w sobie coś z manipulacji, bo reżyser musi zamknąć rzeczywistość w atrakcyjnej narracji. Zrobić wprowadzenie i mocną puentę. Nie powinien za to krytykować swoich bohaterów. Nigdy tego nie robię. To znaczy, zdarza mi się powiedzieć coś krytycznego o filmowanej postaci, ale prywatnie, a nie przed kamerą. Dokument pokazuje pewien problem, a interpretuje go widz. Bo jednemu na przykład patriarchat w piłkarskich rodzinach będzie się podobał, a innemu nie. Ktoś powie: „Fajny facet, ma jaja, tak trzeba postępować z kobietami". A kobiety, rzecz jasna, będą oburzone. Ja osobiście patriarchatu nie czuję i nie popieram. U mnie w domu dominowała matka. Ojciec zarabiał, ale matka rządziła. I była współczesną wersją Dulskiej, cały czas dbała o pozory, określała, czego nie wypada robić „przed sąsiadami". Kiedy dorastałem, robiłem jej na przekór. Byłem otwarty na złość matce. W dorosłym życiu praktykuję partnerski model. Moja żona jest silną kobietą. Podoba mi się, że ona dowodzi, jest szefem firmy, dominuje.

To pańska żona wyprodukowała „Będziesz legendą, człowieku".

Tak. Cieszę się, bo lubię z nią pracować. Z tego punktu widzenia podejście Perquisa do żony mi nie odpowiada. Ale to nie powinna być oś dokumentu. Dla mnie ciekawsze okazały się sprawy pokoleniowe. Wina ojca idzie w syna, Damien nie potrafi się z tego wyrwać. Jest zbyt zajęty karierą, a w piłce nożnej trzeba być żołnierzem. To jest zero-jedynkowy układ. Trening, masaż, sen, trening. Im mniej myślisz, tym lepiej.

Lejtmotywem pana twórczości jest rodzinna wiwisekcja. Bada pan rodzinne historie, własne oraz cudze. Ale – proszę mnie poprawić, jeśli się mylę – z każdym kolejnym filmem coraz mniej mówi pan o sobie.

Już tego nie potrzebuję. Przestaje mnie interesować kino takie, jak mój pierwszy film – „Takiego pięknego syna urodziłam", czyli prosta rejestracja, „home video". Współczesne kino dokumentalne coraz bardziej traci formę, staje się niechlujne obrazowo, dźwiękowo, bezkształtne narracyjnie. A ja idę w przeciwnym kierunku. Chcę robić dokumenty blisko fabuły, eksperymentalne, z elementami innych gatunków. Dlatego w moim najnowszym filmie znalazły się animacyjne wstawki.

Wykonał pan radykalny zwrot: kiedyś stawiał pan wyłącznie na emocje. Jakie są powody tej zmiany?

Chyba wynika to z wieku, dojrzałości. Jestem już po czterdziestce. Z wykształcenia jestem operatorem filmowym, kręciłem filmy fabularne i siedzi to we mnie. Nie odkrywam niczego nowego, chcę tylko wrócić do korzeni polskiego dokumentu lat 80. Gdzie mieli trzydziestkę piątkę, gdzie była obserwacja i kadrowanie. W filmach Kieślowskiego była koncertowa forma. A teraz to się wszystko skurwiło. Każdy tylko wyciąga kamerkę i kręci wszystko, bez opamiętania. Nie chcę w tym brać udziału. Parę dni temu zacząłem film fabularny, kinowy, mój debiut.

To będzie historia seryjnego mordercy?

Tak. Okazuje się, że świetnie pracuje mi się z aktorami. Normalnego człowieka ciężko jest namówić do pewnych wyrazistych zachowań, z aktorem tego problemu nie ma. Prawda jest taka, że do aktora trzeba mówić bardzo krótko i precyzyjnie, a do normalnego człowieka bardzo dużo i nieprecyzyjnie. To się musi stać bliska tobie – autorowi dokumentu – osoba. Nie wiem, czy wykorzystuję tych ludzi, czy nie, to sprawa trudna do ustalenia, ale moja zasada jest zawsze taka, że jak chcesz komuś otworzyć serce czy duszę, to musisz otworzyć swoją. Ja tym ludziom opowiadam wszystko o swoim życiu, o najskrytszych problemach, oni wszystko wiedzą. Często wiedzą więcej niż moi bliscy.

Nie ma pan oporów?

Nie. Bo tylko taki układ daje szansę, że bohater się otworzy. On nie może rozmawiać z obcym facetem.

A zdarza się panu w takich sytuacjach kłamać? Konfabulować, żeby zbudować poczucie więzi?

Nie, bo to jest już niemoralne. Nakreślam tylko sytuację mojej rodziny i mojego domu tak, że ludzie widzą, że nie jestem kryształowy. Że dostałem w życiu w dupę, że nieraz zostałem upokorzony, że jakoś wybrnąłem z tego, a teraz mam rodzinę. Ja nawet pokazuję czasem im mój film, żeby wiedzieli, że nie przyszedł jakiś facio z kasą, chociaż ja pieniędzy specjalnie nie mam. W ten sposób chcę pokazać, że jestem na ich poziomie albo nawet mam większe problemy od nich. I wtedy oni mówią: „Tak, ten facet jest w porządku, będziemy z nim rozmawiać". Tylko tyle i aż tyle.

Tekst z tygodnika "Przekrój"

„Będziesz legendą, człowieku" to dokument o wybranych członkach kadry Franciszka Smudy, kręcony przed, w trakcie i po Euro 2012. Film ukazujący kulisy męskiej rywalizacji, wypełniony po brzegi testosteronem. A jednak pojawiają się w nim obrazy zaskakująco dopieszczone estetycznie. Sceny, w których piłkarze rozgrzewają się na murawie, przypominają współczesny balet. To celowy dysonans?

Pozostało 98% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów