– Artyści hollywoodzcy często opowiadają o amerykańskim stylu życia. Ja sprawdzam, czym jest europejskość – powiedział mi kiedyś Hannes Stöhr. W „Jednym dniu w Europie” rzeczywiście próbuje odpowiedzieć na pytanie, jacy my, Europejczycy, jesteśmy. Co nas łączy? Co dzieli?
Akcja filmu toczy się w Moskwie, Stambule, Santiago de Compostela i Berlinie. Trwa finałowy mecz Ligi Mistrzów pomiędzy turecką drużyną Galatasaray i Hiszpanami z Deportivo La Coruna. Europa ogarnięta jest piłkarskim szałem. Ale próbując opisać charakter różnych narodów, Stöhr przewrotnie pokazuje sytuację kryzysową.
W Moskwie młodą Angielkę okrada gang będący w zmowie z taksówkarzem. W Hiszpanii traci kamerę nauczyciel historii z Węgier. W Stambule niemiecki student pozoruje kradzież, żeby wystąpić o odszkodowanie. W Berlinie Francuz i Arabka też pozorują napaść na siebie, a kończą jako porywacze policyjnego samochodu. W filmie krzyżują się losy ludzi różnych narodowości, różne temperamenty i spojrzenia na życie. Ale wszystko okraszone jest ciepłym humorem. Bo w każdym miejscu Europy kibice śledzą z zapartym tchem padające na moskiewskim stadionie bramki.