Reklama
Rozwiń

Chamstwo i hormony nacierają

Film "Lejdis" miał być damskim "Testosteronem". Jest znacznie gorszy. Duet Saramonowicz - Konecki dowiódł, że prymitywnego scenariusza nie uratują gwiazdy.

Aktualizacja: 01.02.2008 21:42 Publikacja: 01.02.2008 17:44

Chamstwo i hormony nacierają

Foto: ITI CINEMA

Po agresywnej kampanii reklamowej godnej wyborów prezydenckich "Lejdis" weszły na ekrany od razu, bez prasowych pokazów. Byłam na pierwszym seansie. Do końca pełna sala, publiczność wyjąca ze śmiechu. Prawie dwie i pół godziny mija, jak z "piczy strzelił"! Cytat jest jednym z subtelniejszych bon motów w "Lejdis". Bo przy słownictwie rzekomo inteligentnych bohaterek teksty z "Psów", ongiś uchodzące za krwiste, wydają się strofami poezji.

Będzie hicior. Plejada wybitnych aktorów obok modnych "serialowców". Na początku jest dużo śmiechu (rechotu), a pod koniec w oczach robi się mokro. Prawdy o rzeczywistości tyle, co brudu za paznokciem. End, choć oczywiście happy, rozciągnięty do granic wytrzymałości – ostatnie wygłupy przeplatają się z końcowymi napisami.

Dialogi skrzą się chamstwem. Siermiężny humor idzie w parze z seksem, przy którym "Emanuelle" jawi się jak szczyt wyrafinowania. Nieustannie używane rekwizyty to gigantyczne kielichy z czerwonym winem. Najczęściej pojawiający się mebel – małżeńskie łoże z zagłówkiem.

Miałabym kłopot, jak zaklasyfikować produkcję tandemu Saramonowcz – Konecki. To jakby bryk z polskich seriali, przerobionych na skecze. Głębia psychologiczna postaci w stylu plotkarskich brukowców. Aktorzy dostosowują się do poziomu scenariusza i robią, co mogą, żeby powierzone im role przeszły do historii jako najgorsze w ich życiu.

Cztery od dzieciństwa zaprzyjaźnione 30-latki mają rozmaite kłopoty natury sercowej. Gdy nad uczuciem bierze górę chuć, żadna nie ma zahamowań. To przecież nowoczesne kobiety. Temat łóżkowy stanowi motyw przewodni ich konwersacji. Prowadzą je od rana, upijając się drogimi trunkami (patrz wyżej). Kiedy i jak w takim stanie pracują, nie bardzo wiadomo.

Reklama
Reklama

Edyta Olszówka, nauczycielka, pozwala się nabierać narzeczonemu erotomanowi (Robert Więckiewicz), które-go rzekomo sparaliżowanego brata idiotę gra Borys Szyc. Doprawdy, wielka rola. Olszówka zaś nie tylko rżnie pierwszą naiwną. To samo robi z byłym uczniem w hallu szkoły, gdzie naucza biologii.

Na szczyty szmiry wspina się Piotr Adamczyk jako gej europoseł. Szlocha, gdy rzuca go kochanek, by w innej scenie równie łzawo wyznawać żonie Gosi, że ją kocha, ale musi iść za głosem natury. Karolina zwana Korbą (Anna Dereszowska) – korektorka w kobiecym magazynie – też jest pełna sprzeczności. Femme fatale ze słownikiem z rynsztoka niespodziewanie mięknie przy łóżku dogorywającego na raka płuc ojca (wcielił się weń rozpaczliwie charczący Jan Englert), którego stan zdrowia w cieplarnianym uczuciowo klimacie raptownie się poprawia.

Pod koniec zarysowują się dwa dramaty. Zakompleksiona Monia (Magdalena Różczka) zachodzi w ciążę. Jednocześnie marząca o macierzyństwie żona europosła (zmarnowany talent Izabeli Kuny) dowiaduje się, że ma nowotwór. W finale wszyscy pląsają wesoło na dachu szpitala.

"Lejdis" mają jedną zaletę: trudno będzie "równać niżej". A więc – "play it again, Saram".

"Lejdis", Polska 2008, reż. Tomasz Konecki, wyk. Edyta Olszówka, Izabela Kuna, Anna Dereszowska, Magdalena Różczka. Dystrybucja: ITI Cinema

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

 

 

 

 

 

Reklama
Reklama

Po agresywnej kampanii reklamowej godnej wyborów prezydenckich "Lejdis" weszły na ekrany od razu, bez prasowych pokazów. Byłam na pierwszym seansie. Do końca pełna sala, publiczność wyjąca ze śmiechu. Prawie dwie i pół godziny mija, jak z "piczy strzelił"! Cytat jest jednym z subtelniejszych bon motów w "Lejdis". Bo przy słownictwie rzekomo inteligentnych bohaterek teksty z "Psów", ongiś uchodzące za krwiste, wydają się strofami poezji.

Będzie hicior. Plejada wybitnych aktorów obok modnych "serialowców". Na początku jest dużo śmiechu (rechotu), a pod koniec w oczach robi się mokro. Prawdy o rzeczywistości tyle, co brudu za paznokciem. End, choć oczywiście happy, rozciągnięty do granic wytrzymałości – ostatnie wygłupy przeplatają się z końcowymi napisami.

Reklama
Film
Jak Vera Brandes zorganizowała słynny solowy koncert Keitha Jarretta w Kolonii?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Patronat Rzeczpospolitej
19. BNP Paribas Dwa Brzegi: Złota Palma z Cannes na otwarcie, Marcin Dorociński bohaterem retrospektywy
Film
Zmarł Michael Madsen, znany aktor filmów Quentina Tarantino
Film
Dinozaury, Superman i „Vinci 2" Machulskiego. Co czeka na nas w kinach latam?
Film
Nowa „Lalka" Netfliksa. Czym nas zaskoczy serial Maślony z Drzymalską i Szuchardtem?
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama