Z biegiem lat jego filmy stawały się coraz bardziej drapieżne. Dotykały polityki, bolączek społecznych, sytemu sprawiedliwości. W „Cienkiej niebieskiej linii” reżyser udokumentował sprawę Randalla Adamsa odbywającego w Dallas karę za morderstwo oficera policji. Adams odsiedział już wówczas 11 lat, a jego wyrok śmierci został zamieniony na dożywocie. Morris przeprowadził śledztwo, znalazł świadków, także Davida Harrisa, na którego winę wskazywała część dowodów. Na końcu filmu spytał: „Czy Adams zabił?”, Harris odpowiedział: „Nie”. „Skąd wiesz?”, „Ja to wiem najlepiej.” Widz pozostał z dylematem, czy obejrzał film o mordercy czy o niewinnym człowieku.
Morris nie boi się trudnych tematów. Przygląda się ludziom, którzy wywierają wpływ na historię albo zrewidują nasze poglądy na nią. Dr Leuchter, bohater „Mr Death”, czuje się zawodowcem. Beznamiętnym głosem opowiada, jak pracując dla stanowych więzień, ulepszył krzesło elektryczne, maszynerię do uśmiercania przy pomocy zastrzyków, szubienicę. „Urządzenia do odbierania życia powinny działać równie sprawnie, jak te do jego podtrzymywania” – tłumaczy. I to właśnie on na zlecenie neonazisty Ernsta Zundela przeprowadza badania komór gazowych w obozie w Auschwitz. Pisze raport wspierający teorię, że w czasie wojny nie było Holokaustu. Odtąd więzienia zrywają z nim umowy, nie ma z czego żyć. I tyle. Refleksja znów należy do widza.
Inną postacią, którą Morris nakłonił do zwierzeń, jest Robert McNamara. Sekretarz obrony przy Kennedym i Johnsonie w „The Fog of War” opowiada o II wojnie światowej, konflikcie kubańskim, Wietnamie. Na tym ostatnim temacie skupia się Morris. Ale choć sam brał udział w manifestacjach antywojennych, wysłuchuje lekcji McNamary, jak wzmacniać skuteczność armii, jak rozumieć wroga, jak pokonywać własne frustracje. Wysłuchuje racji człowieka, z którym totalnie się nie zgadza.
I wreszcie ostatni obraz Errola Morrisa, w którym dokumentalista dotknął jednego z najboleśniejszych amerykańskich tematów. W 2003 roku świat obiegły zdjęcia marines pastwiących się nad irakijskimi więźniami w Abu Ghraib. Rozbawieni Amerykanie i nadzy, upokorzeni, zmuszani do masturbacji, torturowani i zabijani Arabowie.
Morris pokazuje ludzi, którzy piszą pełne czułości listy do matek, żon, mężów, a za chwilę, czując własną siłę, stają się bestiami. Dziś są po wyrokach. Nie mają wyrzutów sumienia, tylko żal, że wymiar sprawiedliwości nie docenił ich poświęcenia na służbie. Że okazał się niewdzięczny i skomplikował im życie. Niczego nie zrozumieli. Gdzieś w tle jest pytanie: jaki świat ukształtował te potwory bez empatii i moralności?
Errol Morris zarabia na życie, robiąc reklamówki. Swoje dokumenty przygotowuje latami, nie uznając ani prostych diagnoz, ani manipulacji. Szuka prawdy. I przypomina, że artyści powinni być sumieniem świata.