Może dlatego, że umieją opowiadać bez emocji czy wartościowania o ludziach z nizin społecznych, ich dramatach, zagubieniu i nadziejach i konstruować napięcie z sytuacji codziennych.
Nad dramatycznymi losami emigrantów z Afryki i Europy Wschodniej, traktowanych w Belgii jako żywy towar, bracia reżyserzy pochylili się po raz pierwszy w rozgrywającej się na przedmieściu Liege „Obietnicy“ (1996). To miasto znów stało się miejscem akcji w „Milczeniu Lorny“.
Tytułowa bohaterka (Dobroshi) jest Albanką, która pragnie zdobyć belgijskie obywatelstwo i z rodakiem narzeczonym (Ukaj) otworzyć niewielki bar. Dlatego godzi się na fikcyjne małżeństwo z Claudym (Renier), narkomanem i życiowym nieudacznikiem. By zachować pozory i nie podpaść policji, musi z nim mieszkać.
Mafia pośredników ma jednak dla niej kolejnego kandydata na męża: Rosjanina. Tym razem ona, już belgijska obywatelka, może mu zapewnić zmianę emigranckiego statusu. Ale procedura rozwodowa się przeciąga, do tego Claude, zakochany w Lornie, próbuje się wyrwać z nałogu. Mafia decyduje się – wbrew Lornie – przyspieszyć rozwój wypadków. Narkoman zawsze może przedawkować...
Zgodnie z tytułem Lorna często milczy, jest zimna, zamknięta w sobie. Konsekwentnie dąży do celu, jaki sobie wytyczyła, nie pozwala, by cokolwiek jej w tym przeszkodziło. Jednak do czasu.