Świat jak zły thriller

Detektywistyczne opowieści pokazywane na Berlinale niewiele mają wspólnego z klasycznymi kryminałami. To raczej gorzkie historie o współczesności. Niestety, słabe artystycznie - pisze Barbara Hollender z Berlina

Publikacja: 09.02.2009 18:51

Tommy Lee Jones jako Robicheaux w "In the Electric Mist"

Tommy Lee Jones jako Robicheaux w "In the Electric Mist"

Foto: materiały prasowe

Wielkie festiwale nie promują kina gatunków. Do konkursów rzadko trafiają komedie, musicale czy kryminały. W tym roku jest inaczej. Niemal w każdym filmie toczy się jakieś śledztwo, ktoś ginie w tajemniczych okolicznościach, ktoś dochodzi do prawdy... Ale zagadki kryminalne są jedynie pretekstem do pokazania lęków i moralnej ambiwalencji rzeczywistości.

[srodtytul]Namiętności zamiast zasad[/srodtytul]

– Nie robię kina gatunkowego – powiedział mi w rozmowie Bertrand Tavernier, który pokazał w Berlinie film "In the Electric Mist". – Dzisiejsi twórcy obrazów sensacyjnych trzymają się schematów, ja nawiązuję do najlepszych tradycji czarnego kina z lat 40. Mój ostatni obraz jest thrillerem, ale mam nadzieję, że również czymś więcej.

Tavernier zekranizował powieść Lee Burke'a z początku lat 90., przenosząc ją w wiek XXI. Detektyw David Robicheaux, weteran wojny wietnamskiej, prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa młodej prostytutki. Staje się ono punktem wyjścia do refleksji na temat agresji współczesnego świata. W gęstej, dusznej atmosferze Luizjany, gdzie kręcone były zdjęcia, namiętności wybuchają z ogromną siłą, a o podstawowych zasadach moralnych ludzie dawno zapomnieli. W tym klimacie nawet nieco flegmatyczny, stroniący od agresji bohater (z dystansem i autoironią grany przez Tommy'ego Lee Jonesa) nadużyje swojej władzy, stawiając siebie ponad prawem.

Tavernier nie unika akcentów społecznych. Pokazuje niechęci na tle rasowym, krytykuje władze stanowe, które zbyt opieszale i nieskutecznie odbudowują zniszczenia spowodowane huraganem Katrina. Jest w "In the Electric Mist" również opowieść o sile przeszłości, która wpływa na teraźniejszość.

Również jako kryminał reklamowany jest nowy film Sally Potter "Rage". W tle tej opowieści, która toczy się w świecie mody, dochodzi do podwójnego morderstwa i krwawych ulicznych protestów. Jednak Potter tego wszystkiego nie pokazuje. "Rage" to dwie godziny gadających głów. Mały Michelangelo przez siedem dni rejestruje wywiady z kreatorem mody, modelką, transwestytą marzącym o grze w reklamach, krytykiem sztuki, roznosicielem pizzy, który chce zrobić karierę w show-biznesie, modelką, menedżerką firmy, fotografikiem, sprzątaczką. W ich opowieściach jest mnóstwo próżności, gry, żądzy sławy i pieniędzy, ale także narastającego strachu. Pozy mieszają się z autentycznymi odruchami, coraz trudniej odróżnić fałsz od prawdy. Niestety, film wciąga jedynie przez pierwsze 15 minut. Potem staje się pretensjonalny. Nie pomagają nawet fantastyczni aktorzy, jak Jude Law (transwestyta), Judi Dench (krytyk) czy Steve Buscemi (fotograf).

[srodtytul]Za mało jak na mistrza[/srodtytul]

Claude Chabrol, który dostał w tym roku na Berlinale Złotą Kamerę, pokazał opowiastkę detektywistyczną "Bellamy". Mottem jego filmu są słowa poematu Audena, że nic nie jest tym, na co w pierwszej chwili wygląda. Idea jest więc interesująca. Niestety – film bez ikry. Wielki, zwalisty Gerard Depardieu jako detektyw Bellamy spędza wakacje w Nimes. W motelu odwiedza go nieznajomy, twierdząc, że przyczynił się do śmierci pewnego mężczyzny, ale w rzeczywistości wcale nie jest winny, choć na niego padają podejrzenia. Zaczyna się dramat z kochanką, żoną, odszkodowaniami i operacjami plastycznymi w tle. Jednocześnie w Nimes zjawia się brat detektywa – alkoholik i hazardzista. W filmie Chabrola jest mnóstwo odniesień do kryminałów Simenona i Agathy Christie, do prozy Maupassanta, do piosenek George'a Brassensa. Współcześnie brzmi jednak tylko ta jedna myśl, że do prawdy dojść bardzo trudno, a pozory mylą. Za mało jak na wielkiego mistrza kina. Za mało jak na festiwal.

– Choć dystrybutorzy każą mi mówić, że najbardziej lubię ostatni, wszystkie swoje filmy kocham tak samo – powiedział mi w czasie wywiadu Chabrol. – Są jak dzieci.

"Bellamy" za bardzo lubić się nie daje. A opowiadanie o świecie w thrillerach generalnie lepiej wychodzi Amerykanom niż Europejczykom. Tavernier jeszcze się jakoś obronił, ale próby Chabrola czy Sally Potter są zdecydowanie nieudane. Aż dziw, że znalazły się w oficjalnym programie festiwalu.

[ul][li]Czytaj także [b]Paweł Bravo - [link=http://blog.rp.pl/pawelbravo/2009/02/09/zlota-niedzwiedzia-przysluga/]Złota niedźwiedzia przysługa[/link][/b][/li][/ul]

Wielkie festiwale nie promują kina gatunków. Do konkursów rzadko trafiają komedie, musicale czy kryminały. W tym roku jest inaczej. Niemal w każdym filmie toczy się jakieś śledztwo, ktoś ginie w tajemniczych okolicznościach, ktoś dochodzi do prawdy... Ale zagadki kryminalne są jedynie pretekstem do pokazania lęków i moralnej ambiwalencji rzeczywistości.

[srodtytul]Namiętności zamiast zasad[/srodtytul]

Pozostało 91% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu