Wielkie festiwale nie promują kina gatunków. Do konkursów rzadko trafiają komedie, musicale czy kryminały. W tym roku jest inaczej. Niemal w każdym filmie toczy się jakieś śledztwo, ktoś ginie w tajemniczych okolicznościach, ktoś dochodzi do prawdy... Ale zagadki kryminalne są jedynie pretekstem do pokazania lęków i moralnej ambiwalencji rzeczywistości.
[srodtytul]Namiętności zamiast zasad[/srodtytul]
– Nie robię kina gatunkowego – powiedział mi w rozmowie Bertrand Tavernier, który pokazał w Berlinie film "In the Electric Mist". – Dzisiejsi twórcy obrazów sensacyjnych trzymają się schematów, ja nawiązuję do najlepszych tradycji czarnego kina z lat 40. Mój ostatni obraz jest thrillerem, ale mam nadzieję, że również czymś więcej.
Tavernier zekranizował powieść Lee Burke'a z początku lat 90., przenosząc ją w wiek XXI. Detektyw David Robicheaux, weteran wojny wietnamskiej, prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa młodej prostytutki. Staje się ono punktem wyjścia do refleksji na temat agresji współczesnego świata. W gęstej, dusznej atmosferze Luizjany, gdzie kręcone były zdjęcia, namiętności wybuchają z ogromną siłą, a o podstawowych zasadach moralnych ludzie dawno zapomnieli. W tym klimacie nawet nieco flegmatyczny, stroniący od agresji bohater (z dystansem i autoironią grany przez Tommy'ego Lee Jonesa) nadużyje swojej władzy, stawiając siebie ponad prawem.
Tavernier nie unika akcentów społecznych. Pokazuje niechęci na tle rasowym, krytykuje władze stanowe, które zbyt opieszale i nieskutecznie odbudowują zniszczenia spowodowane huraganem Katrina. Jest w "In the Electric Mist" również opowieść o sile przeszłości, która wpływa na teraźniejszość.