Gigantyczny statek zawisł nad miastem. Przybyli kosmici. W takiej sytuacji doświadczony kinoman spodziewa się wojny światów. Ale Neill Blomkamp – reżyser "Dystryktu 9" – przygotował dla widzów dwie niespodzianki.
[srodtytul]Oślizgłe krewetki[/srodtytul]
Po pierwsze, wielkie UFO nie odwiedziło żadnej z amerykańskich metropolii. Tym razem obcy przybyli do Trzeciego Świata. Ich prom kosmiczny unosi się nad Johannesburgiem, jednym z największych miast RPA. Po drugie, nie zamierzają atakować naszej planety. Są wycieńczeni i schorowani, więc ludzie postanawiają im pomóc. Tyle że kosmitów trudno polubić. Wyglądem przypominają oślizgłe, ubłocone krewetki. Żerują na śmietnikach. Żywią się kocią karmą. A na dodatek nie rozumieją pojęcia własności, kradnąc na potęgę.
Zostają więc zamknięci w getcie – tytułowym dystrykcie. Docelowo władze chcą ich przesiedlić do nowego obozu, który przywodzi na myśl więzienie w Guantanamo. Pogarda wobec obcych przeradza się w okrucieństwo.
Nieprzypadkowo akcja rozgrywa się w RPA, gdzie przed laty obowiązywał system segregacji rasowej. Biała mniejszość zamknęła wówczas czarną większość w bantustanach. W "Dystrykcie 9" Blomkamp pokazuje, że zły duch przeszłości jest nadal obecny w Południowej Afryce. A przy okazji tworzy sugestywną metaforę stosunków panujących w wieloetnicznych społeczeństwach całego świata.