Mówią o sobie: zabójcy

Serial „Generation Kill: Czas wojny” pokazuje, jak naprawdę wyglądała interwencja w Iraku. Rok po telewizyjnej premierze w HBO, ukazał się na DVD

Publikacja: 18.11.2009 10:48

„Generation Kill: Czas wojny”

„Generation Kill: Czas wojny”

Foto: materiały prasowe

Przed rozpoczęciem inwazji rząd George'a W. Busha wcielił korespondentów wojennych do armii. To był korzystny układ dla mediów, jak również administracji prezydenta i generałów. Dzięki temu widzowie mogli oglądać w serwisach informacyjnych „gorące” relacje z pierwszej linii frontu, a służby wojskowe dyskretnie cenzurować przekazywane informacje.

Ale wśród dziennikarzy znalazł się Evan Wright piszący dla magazynu „The Rolling Stone”. Podczas ofensywy na Bagdad towarzyszył oddziałowi marines z Pierwszego Batalionu Zwiadowczego. Z jego relacji powstała książka, która stała się podstawą siedmiodcinkowego serialu wyprodukowanego przez HBO. „Generation Kill” pokazuje wojnę od podszewki. Nie demonizuje jej ani nie stara się gloryfikować. Jest wiarygodny niczym dokument, choć marines w większości grają aktorzy.

Śledzimy losy kilkudziesięciu żołnierzy podczas podczas pierwszych 40 dni inwazji - od przekroczenia granicy kuwejcko-irackiej po zdobycie Bagdadu. O sobie mówią wprost: „zabójcy”. Zaprogramowani na zabijanie niczym rekruci z „Full Metal Jacket” Stanleya Kubricka lub „Jarhead - żołnierz piechoty morskiej” Sama Mendesa.

Ale rzadko mogą się „wykazać”. Wojna w „Generation Kill” sprowadza się do wielogodzinnego czekania na starcie z przeciwnikiem. Zmagania się ze skwarem pustyni i nudą. Dlatego walka powoduje trudne do opanowania podniecenie. Tę specyficzną atmosferę świetnie oddaje scena, w której snajper „zdejmuje” dwóch fedainów z granatnikiem. Podekscytowani koledzy pytają go: „Jak to jest zabić?”. „Nie wiem” - odpowiada. Z odległości kilkuset metrów człowiek traktowany jest jak bezosobowy cel, którego likwidacja nie wywołuje żadnej refleksji.

Jednak marines nie są zimnymi killerami. To dwudziestokilkuletni chłopcy lubiący zabawę i żarty. Początkowi inwazji nie towarzyszy podniosły nastrój lub przekonanie, że uczestniczą w misji krzewienia demokracji. Najbardziej zajmuje ich plotka o śmierci Jennifer Lopez.

Mimo wszystko wzbudzają sympatię. Natomiast ich dowódcy okazują się pozbawionymi wyobraźni egocentrykami, którzy próbują spełnić własne ambicje bez względu na cenę.

W jednym z odcinków podpułkownik marzący o awansie rozkazuje zaatakować lotnisko. Wysyła więc 350 ludzi naprzeciw pancernych jednostek wroga, które liczą cztery tysiące żołnierzy. Do masakry nie dochodzi tylko dlatego, że Irakijczycy - przekonani o przewadze militarnej Amerykanów - wycofują się z zajmowanych pozycji.

Gdyby Saddam wiedział z jaką dezynwolturą Amerykanie traktują przeciwnika...

[i]Generation Kill: Czas wojny, Galapagos, DVD 2009[/i]

Przed rozpoczęciem inwazji rząd George'a W. Busha wcielił korespondentów wojennych do armii. To był korzystny układ dla mediów, jak również administracji prezydenta i generałów. Dzięki temu widzowie mogli oglądać w serwisach informacyjnych „gorące” relacje z pierwszej linii frontu, a służby wojskowe dyskretnie cenzurować przekazywane informacje.

Ale wśród dziennikarzy znalazł się Evan Wright piszący dla magazynu „The Rolling Stone”. Podczas ofensywy na Bagdad towarzyszył oddziałowi marines z Pierwszego Batalionu Zwiadowczego. Z jego relacji powstała książka, która stała się podstawą siedmiodcinkowego serialu wyprodukowanego przez HBO. „Generation Kill” pokazuje wojnę od podszewki. Nie demonizuje jej ani nie stara się gloryfikować. Jest wiarygodny niczym dokument, choć marines w większości grają aktorzy.

Film
Bono specjalnie dla „Rzeczpospolitej": U2 pracuje nad nową płytą
Film
Zaskakujący zwycięzcy Millenium Docs Against Gravity. Jeden z szansą na Oscara
Film
Cannes’25: Tom Cruise walczy z demonem sztucznej inteligencji i Rosjanami
Film
Festiwal w Cannes oficjalnie otwarty. Nagroda za całokształt twórczości dla Roberta De Niro
Film
Cannes 2025: Trump kontra europejskie kino