Miał w dorobku ponad 50 ról filmowych, występy na deskach Teatru Nowego w Poznaniu, warszawskiego Studia, Teatru Narodowego i udział w serialach. Jego wizerunek ukształtowało kilka filmów, w których wcielił się w pospolitych gangsterów i budzących grozę złoczyńców.
W „Psach" (1992) Władysława Pasikowskiego zagrał pomocnika ubeka, który w momencie ustrojowej transformacji zszedł do przestępczego podziemia. W „Mieście prywatnym" (1994) Jacka Skalskiego był królem stołecznej mafii.
Te i podobne role sprawiły, że razem z Bogusławem Lindą i Markiem Kondratem należał w latach 90. do pokolenia filmowych macho. Jednak w przeciwieństwie do kolegów po fachu nie miał szansy zostać gwiazdą. Charakterystyczne rysy twarzy predestynowały go do grania mocnych mężczyzn, tyle że z piętnem zła. Dla takich bohaterów kino przewiduje miejsce na drugim lub trzecim planie. A mimo to występy Kozłowskiego zapadały w pamięć. Była w nich pasja. Tak jak w roli Krzywonosa – Kozaka, przed którym truchlała polska szlachta w „Ogniem i mieczem" (1999) Jerzego Hoffmana.
Reżyserzy rzadko dawali mu szansę pokazać inne oblicze. Kiedy ją dostawał, efekt był znakomity. Jak sam twierdził, do [Soft Return]jego najlepszych kreacji należała postać niezrównoważonego psychicznie człowieka w spektaklu telewizyjnym „Zagubieni" Macieja Dejczera. Natomiast ja nie zapomnę wstrząsającego epizodu w „Generale Nilu" (2009) Ryszarda Bugajskiego. Na ekranie był wrakiem człowieka złamanego w ubeckiej katowni.
Wizerunek Kozłowskiego ocieplił serial „M jak miłość", gdzie był Jaroszym – makiawelicznym biznesmenem, z biegiem czasu ujawniającym dobroć i szlachetność. Ta rola przyniosła mu dużą popularność. – Pamiętam, jak podarował mi namalowany przez żonę obraz – mówi Ilona Łepkowska, twórczyni i scenarzystka serialu. – Z tyłu była wzruszająca dedykacja: „Ilonko, dziękuję ci, że z dobrego aktora zrobiłaś popularnego". Miesiąc temu pożyczył go ode mnie na wystawę. Wtedy widzieliśmy się po raz ostatni.