Szwedzko-włoski reżyser prześwietlał do tej pory relacje między konsumpcjonizmem a globalizmem w „Nadwyżce. Terrorze konsumpcji” oraz warunki życia więźniów w obozie w Guantanamo i wykonywane na nich tortury w „GITMO”. W „Wideokracji” zabrał widzów za kulisy włoskiej telewizji należącej do premiera Silvia Berlusconiego.
Nazwa filmu oznacza rządy obrazu, supremację wizerunku w społeczeństwie. Najczęściej takiego, jaki serwuje za pośrednictwem płytkiej papki telewizja. We Włoszech jej szczególna rola wiąże się z osobą najważniejszego polityka. Ma ona tylko jedno przesłanie – w życiu liczy się jedynie dobra zabawa i pieniądze.
Gandini pozwala nam bliżej poznać dwie potężne osoby w kraju. To Lele Mora – kreator celebrytów mający w komórce ulubione marsze faszystowskie Mussoliniego, i Fabrizio Corona – szef paparazzich, nazywający siebie Robin Hoodem, który zabiera biednym i rozdaje… sobie. Obydwaj są żałosnymi kabotynami.
Przedstawicielem odbiorcy i ofiarą wideokracji jest w filmie 26-latek marzący o występie telewizyjnym, kombinacja Ricky’ego Martina i karateki – jednym słowem pajac.
Dokument Gandiniego byłby bardzo śmieszny, gdyby nie był taki straszny. Perspektywy na przyszłość nie są zachęcające, przynajmniej w kraju, gdzie Berlusconich wybiera się na głowy państwa.