Inferno – niedokończone piekło ****

Henri-Georges Clouzot był jednym z najwybitniejszych reżyserów w historii kina – nazywano go francuskim Hitchcockiem.

Publikacja: 19.08.2010 16:21

Gdyby zdjęcia testowe mogli zobaczyć Salvador Dali czy David Lynch, to pewnie zzielenieliby z zazdro

Gdyby zdjęcia testowe mogli zobaczyć Salvador Dali czy David Lynch, to pewnie zzielenieliby z zazdrości

Foto: against gravity

W połowie lat 60. postanowił nie tylko przewyższyć swoje wcześniejsze dokonania (m.in. „Cena strachu” i „Widmo”), ale także utrzeć nosa przedstawicielom francuskiej Nowej Fali. Oni krytykowali go za to, że nie stawia w kinie na improwizację i żywiołowość, ale skrupulatnie, wręcz obsesyjnie, planuje swoje filmy.

Clouzot zamierzał przyćmić twórczość Godarda, Rohmera i innych, opracowując nowy język filmowy. A jego opus magnum było „Inferno” – zmysłowy i mroczny thriller o chorobliwej zazdrości, w którym główne role powierzył Romy Schneider i Serge’owi Reggianiemu. Ona wcieliła się w Odette. On w jej zazdrosnego męża Marcela. Narracja, prowadzona z punktu widzenia mężczyzny, miała odzwierciedlać stan umysłu bohatera z trudem odróżniającego własne fantazje od rzeczywistości.

Clouzot otrzymał od Amerykanów nieograniczony budżet na testy, które pozwoliłyby mu opracować wizualną stronę filmu. I cóż – wolność twórcza, nadmierne ambicje i skala przedsięwzięcia okazały się zabójcze dla „Inferno”.

Na planie – podobnie jak w thrillerze Clouzot – rozpętało się piekło. Ekipa nie rozumiała intencji i wizji reżysera. On sam był coraz mniej pewny tego, co chce osiągnąć. Pomiatał aktorami, wpadał w furię. Skończyło się odejściem Reggianiego i zawałem Clouzota. Reżyser co prawda przeżył, ale nigdy już nie wrócił do dawnej formy.

Dokument Serge’a Bromberga i Ruxandry Medrei odtwarza okoliczności realizacji filmu, ale przede wszystkim prezentuje to, co się z niego zachowało. Kilka sekwencji z udziałem Reggianiego i Schneider. A także niemające końca zdjęcia testowe. To one stanowią największą atrakcję. Gdyby mogli je zobaczyć Salvador Dali czy David Lynch, to pewnie zzielenieliby z zazdrości – tak bardzo surrealistyczna, ale niezwykle pociągająca i naładowana erotyzmem, była wizja Clouzota.

Twórcy dokumentu nie rozstrzygają, czy „Inferno” stałoby się arcydziełem. Ja nie mam wątpliwości. Dobrze, że ocalili je od zapomnienia.

[i]Francja 2009, reż. Serge Bromberg i Ruxandra Medrea, wyk. Romy Schneider, Serge Reggiani.[/i]

W połowie lat 60. postanowił nie tylko przewyższyć swoje wcześniejsze dokonania (m.in. „Cena strachu” i „Widmo”), ale także utrzeć nosa przedstawicielom francuskiej Nowej Fali. Oni krytykowali go za to, że nie stawia w kinie na improwizację i żywiołowość, ale skrupulatnie, wręcz obsesyjnie, planuje swoje filmy.

Clouzot zamierzał przyćmić twórczość Godarda, Rohmera i innych, opracowując nowy język filmowy. A jego opus magnum było „Inferno” – zmysłowy i mroczny thriller o chorobliwej zazdrości, w którym główne role powierzył Romy Schneider i Serge’owi Reggianiemu. Ona wcieliła się w Odette. On w jej zazdrosnego męża Marcela. Narracja, prowadzona z punktu widzenia mężczyzny, miała odzwierciedlać stan umysłu bohatera z trudem odróżniającego własne fantazje od rzeczywistości.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu