Ponownie objawił się w ubiegłym roku, znowu w Gdyni, przedstawiając świetne i dojrzałe (także formalnie), minimalistyczne „Erratum". Nagroda za debiut reżyserski była w pełni zasłużona, choć moim zdaniem ten film powinien osiągnąć więcej.
Śmierć bezdomnego starca, który po pijanemu wtargnął na jezdnię pod koła samochodu Michała, uruchamia w nim nieuświadamianą wcześniej potrzebę naprawy relacji z ojcem. Marek Lechki, reżyser i jednocześnie autor scenariusza, niezwykle prostymi środkami ukazuje subtelne zmiany w stosunku bohaterów do siebie. Słów pada przy tym niewiele, wystarczają gesty, ukradkowe spojrzenia. I to przekonuje bardziej.
Tomasz Kot, kojarzony ostatnio wyłącznie z niewybrednymi komediami i zestawem popisów reklamowych, rolą Michała udowodnił, że jest doskonałym aktorem dramatycznym (pokazał to już raz na początku kariery w „Skazanym na bluesa"). Stworzył psychologicznie prawdziwą postać człowieka wewnętrznie wypalonego, któremu nie udało się zrealizować marzeń (chciał być muzykiem, a został księgowym). Na co dzień Michał o tym zapomina, dopiero splot przypadków wskrzesi traumę życiowego niespełnienia. To tytułowe erratum, czyli błąd, a raczej seria kolejnych pomyłek czy złych życiowych wyborów.