Szkice z kultury/szkice z natury

Fotografie Wojciecha Plewińskiego przypominają naszych wielkich twórców oraz piękne aktorki – pisze Monika Małkowska

Publikacja: 29.07.2011 18:05

Ania Dymna

Ania Dymna

Foto: Muzeum Narodowe w Krakowie, Wojciech Plewinski Wojciech Plewinski

Oto brzuszek idealny: cudownie symetryczny, pokryty delikatnym meszkiem, nie tłusty, ale nie anorektyczny, w kolorze dojrzałej brzoskwini. Jedyny barwny kadr na retrospektywie Wojciecha Plewińskiego, mistrza fotografii czarno-białej. Kim jest lub była szczęśliwa posiadaczka pięknego pępka? Autor nie zdradza. Uwieczniając kobiece akty, zachowywał dyskrecję spowiednika.

Widać przy tym, że miał podejście do bab. Umiał je namówić do pozowania w stroju Ewy, a PRL-owskie czasy nie sprzyjały obnażaniu, w każdym sensie. Toteż krakowskie wystawy "Wenus" wywoływały sensację. Plewiński na nich brylował, ale nie dlatego, że stawiał na szok. Jego prace wyróżniały się wysmakowaniem i... niewinnością.

Niektóre trafiły na obecną retrospektywę. Patrzyłam i nie wierzyłam własnym oczom. Powabne naguski tak ujęte, że nie widać twarzy; ich anonimowe ciała potraktowane jak pejzaż, ciała wkomponowane w drzewa, wydmy, liście.

To poniekąd tłumaczy tytuł pokazu: "Szkice z kultury/szkice z natury". Poniekąd, bowiem wśród setek zaprezentowanych zdjęć nad częścią przyrodniczą dominuje kulturalna. Zresztą, nawet fotografując dzikie zwierzęta, wodny żywioł czy polowanie, Plewiński zachowywał się jak esteta. Najbardziej interesowały go kontrasty czerni i bieli, zróżnicowanie faktur, wyważona bądź celowo zakłócona kompozycja.

W przypadku portretów Plewińskiego pociągał charakter wpisany w rysy, w spojrzenie. Tych fotografii nie psuło photoshopowe wylizanie. One są prawdziwe, nieskłamane, przez to fascynujące. Ich autora wyróżniał nie tylko plastyczny smak, także zapał. Widać, że nie żałował czasu ani filmów, choć był to towar reglamentowany, z importu.

Efektem tej "rozrzutności" są znakomite fotosy teatralne. Scena to kolejna wielka miłość Plewińskiego. Śledził próby, przychodził na różne spektakle tej samej sztuki, żeby złapać ten jedyny moment, najtrafniej oddający sens dzieła.

Trud pana Wojciecha nie poszedł na marne. Jego migawki z "Matki", "Powolnego ciemnienia malowideł" czy "Repliki" uświadomiły mi, że pamiętam te spektakle właśnie tak, jak uwiecznił je Plewiński. A raczej, że utrwaliły mi się sytuacje przez niego zarejestrowane, reszta zaś – jak za mgłą.

Zapamiętałam też wiele twarzy tak, jak zobaczył je krakowski fotograf. Jerzy Grzegorzewski, Józef Szajna, Marek Walczewski, Jan Błoński... Starzeli się, zmieniali, ale dla mnie (i pewnie wielu innych) pozostali jak na zdjęciach. To samo dotyczy zasłużonych dla kultury dam, kiedyś – kociaków. Kokieteryjno-finezyjna Beata Tyszkiewicz, zadziorna Barbara Hoff, spontaniczna Grażyna Hase (wówczas plastyczka modelka), łobuzerska Anna Dymna – cała galeria pań i panienek z okładki.

Trudno uwierzyć, że były znakiem markowym jednego tylko tygodnika: "Przekroju". Tak zdecydował legendarny redaktor Marian Eile (także sportretowany przez W.P.); on też wpuścił na łamy powiew zachodniej kultury, oryginalne rysunki Daniela Mroza (oczywiście sfotografowanego przez W.P.), modę (lansowaną przez Barbarę Hoff, propagatorkę W.P.).

Czy można się dziwić, że poproszone o pozowanie dziewczyny na ogół nie odmawiały  fotografowi z ekskluzywnego periodyku? Tak właśnie zdarzyło się z Anną Dymną. Plewiński zobaczył ją na przystanku: spojrzenie uwodzicielki plus warkoczyki grzecznej uczennicy. Jak się okazało, właśnie zdała maturę, następny dzień miała wolny, umówiła się na sesję. Rezultat do wglądu.

Na koniec Wojciech Plewiński w liczbach: rocznik1928;  fotografią zajmuje się zawodowo od 1956, współpracował z "Przekrojem" przez 40 lat, zrobił 500 okładek z kociakami, uwiecznił  około 700 spektakli, w Muzeum Narodowym pokazał prawie 300 prac.

 

 

 

 

 

 

Oto brzuszek idealny: cudownie symetryczny, pokryty delikatnym meszkiem, nie tłusty, ale nie anorektyczny, w kolorze dojrzałej brzoskwini. Jedyny barwny kadr na retrospektywie Wojciecha Plewińskiego, mistrza fotografii czarno-białej. Kim jest lub była szczęśliwa posiadaczka pięknego pępka? Autor nie zdradza. Uwieczniając kobiece akty, zachowywał dyskrecję spowiednika.

Widać przy tym, że miał podejście do bab. Umiał je namówić do pozowania w stroju Ewy, a PRL-owskie czasy nie sprzyjały obnażaniu, w każdym sensie. Toteż krakowskie wystawy "Wenus" wywoływały sensację. Plewiński na nich brylował, ale nie dlatego, że stawiał na szok. Jego prace wyróżniały się wysmakowaniem i... niewinnością.

Pozostało 81% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu