Oto brzuszek idealny: cudownie symetryczny, pokryty delikatnym meszkiem, nie tłusty, ale nie anorektyczny, w kolorze dojrzałej brzoskwini. Jedyny barwny kadr na retrospektywie Wojciecha Plewińskiego, mistrza fotografii czarno-białej. Kim jest lub była szczęśliwa posiadaczka pięknego pępka? Autor nie zdradza. Uwieczniając kobiece akty, zachowywał dyskrecję spowiednika.
Widać przy tym, że miał podejście do bab. Umiał je namówić do pozowania w stroju Ewy, a PRL-owskie czasy nie sprzyjały obnażaniu, w każdym sensie. Toteż krakowskie wystawy "Wenus" wywoływały sensację. Plewiński na nich brylował, ale nie dlatego, że stawiał na szok. Jego prace wyróżniały się wysmakowaniem i... niewinnością.
Niektóre trafiły na obecną retrospektywę. Patrzyłam i nie wierzyłam własnym oczom. Powabne naguski tak ujęte, że nie widać twarzy; ich anonimowe ciała potraktowane jak pejzaż, ciała wkomponowane w drzewa, wydmy, liście.
To poniekąd tłumaczy tytuł pokazu: "Szkice z kultury/szkice z natury". Poniekąd, bowiem wśród setek zaprezentowanych zdjęć nad częścią przyrodniczą dominuje kulturalna. Zresztą, nawet fotografując dzikie zwierzęta, wodny żywioł czy polowanie, Plewiński zachowywał się jak esteta. Najbardziej interesowały go kontrasty czerni i bieli, zróżnicowanie faktur, wyważona bądź celowo zakłócona kompozycja.
W przypadku portretów Plewińskiego pociągał charakter wpisany w rysy, w spojrzenie. Tych fotografii nie psuło photoshopowe wylizanie. One są prawdziwe, nieskłamane, przez to fascynujące. Ich autora wyróżniał nie tylko plastyczny smak, także zapał. Widać, że nie żałował czasu ani filmów, choć był to towar reglamentowany, z importu.