W „Bitwie Warszawskiej..." było inaczej. Korzystaliśmy z gotowych obiektów, które trzeba było jedynie odpowiednio zaaranżować.
Po dawnych przedmieściach Warszawy nie ma już śladu. Zdjęcia z Radzymina i Zakroczymia kręcone były więc w Piotrkowie. To jedno z nielicznych miast, które w dużej mierze oparło się zniszczeniom wojennym. Tam zatrzymał się czas. Są gotowe plenery, które wystarczyło dosmaczać szyldami i zasłonić kilka plastikowych okien. Piotrków pozostał przyjazny filmowcom i na potrzeby naszej produkcji udało się zamknąć jego główne ulice na kilka dni. W Warszawie byłoby to niemożliwe.
Mieliśmy też problem z samą twierdzą Modlin. Obiekt się sypie, a ja musiałem to starannie ukryć. Pomogła obróbka komputerowa. Za jej pomocą wskrzesiliśmy też nieistniejący most Kierbedzia i poprawiliśmy fronton katedry, który w 1920 roku wyglądał zupełnie inaczej niż dziś.
Film jest pięknym kłamstwem. Zachowując realia historyczne, musimy zwracać uwagę, by to, na co patrzy widz, było atrakcyjne. Stąd filmowy gabinet Lenina na Kremlu jest nieco przestronniejszy od oryginalnego i kręcony był w warszawskim Pałacu Prymasowskim. Barwniejszy niż w przekazach historycznych jest kabaret, w którym występuje główna bohaterka. Specjalnie dla potrzeb filmu zrekonstruowaliśmy słynne niegdyś, a dziś wyglądające dość zabawnie, malutkie francuskie czołgi Renault. Kiedy popatrzyłem na te czołgi, pomyślałem, że praca scenografa przypomina czasem powrót do dzieciństwa.