Odzew był wielki – nadesłano ponad 80 tysięcy filmów ze 192 krajów. Już samo przejrzenie i wybór najciekawszych ujęć stanowiło nie lada wyzwanie – trzeba było obejrzeć cztery i pół tysiąca godzin nagrań. By je uporządkować twórcy dokumentu przyjęli zasadę chronologii – postanowili opowiedzieć o jednym dniu od świtu do nocy.
Wybrany materiał zachwyca widza kadrami pokazującymi najbardziej odległe miejsca na Ziemi, ludzi w każdym wieku, odmiennych kultur i doświadczeń. Całość trudno opisać, bo mnogość wątków przypomina efektowne fajerwerki albo gigantyczny wideoklip, z którego możemy wybrać, co chcemy.
Już świt przynosi feerię zdarzeń. Od kąpieli słoni w promieniach wschodzącego słońca, poprzez piękne zdjęcia blednącego księżyca, aż po widok kobiety budzącej się obok malutkiego dziecka. W Azji to czas przygotowania straganów dla klientów, jeszcze gdzie indziej zarzucania sieci... Potem jest poranek – wstające słońce, piejące koguty, terkoczące budziki, ludzie budzący się w łóżkach, pod namiotem, w szałasie – do wyboru, do koloru. I dalej, w rytmie mijających godzin, przychodzi czas na śniadanie, pracę i – życie.
Są sceny króciutkie i bardziej rozbudowane, jednych bohaterów chciałoby się oglądać dłużej i lepiej poznać, z innymi rozstajemy się bez żalu. Zwierzają się ze swych lęków, opowiadają co jest dla nich najważniejsze, co kochają. Mozaika ludzi, zachowań, postaw. Jedni nie wstydzą się filmować chwil intymnych – i to niekoniecznie miłosnych, ale na przykład spędzanych w łazience.
Drudzy uchylają drzwi do swej religijności. Jest śmiech, płacz, zdziwienie. Są i sceny szokujące, takie jak zabijanie zwierząt i to bez oszczędzania drastycznych szczegółów. Mimo obfitości zdarzeń, bohaterów, technik filmowania dokument ma rytm, któremu warto się poddać. A z dziesiątków opowiastek w przedziwny sposób powstaje jedna historia. Na tyle niebanalna, że można o niej jeszcze długo myśleć po zakończeniu projekcji.