Aleksander Sokurow nie pozwala widzom na intelektualne lenistwo. „Faust" – trudny i odrażający – zamyka jego tetralogię historyczną, na którą złożyły się już obrazy: „Moloch", „Cielec" i „Słońce".
– Czuję się Europejczykiem i chcę się rozliczać z dziedzictwem Europy – twierdzi reżyser.
W poprzednich filmach sportretował przywódców, którzy wywarli wpływ na bieg dziejów. Ale pokazał ich nie jako trzęsących światem gigantów, lecz sfrustrowanych dziwaków – nieciekawych, zakompleksionych słabeuszy. W „Molochu" Hitler, który razem z Ewą Braun przyjmuje w górskiej willi Goebbelsa i Bormanna, jest tyleż groźny, co głupi i zdziecinniały.
Lenin z „Cielca" to człowiek stary, dementny i niemal ubezwłasnowolniony przez najbliższych. „Słońce", czyli cesarz Hirohito, reaguje jak opóźnione w rozwoju dziecko, pisze grafomańskie wiersze, a wychodząc od generała McArthura, nie umie otworzyć zamkniętych na klamkę drzwi. I czuje się wreszcie wolny, gdy poddaje Japonię i zrzuca z siebie brzemię „boskości".