Na podstawie tej głośnej książki Saverio Constanzo nakręcił film "Samotność liczb pierwszych" o ludziach, którzy noszą w sobie traumy dzieciństwa. Alice, młoda fotografka, nigdy nie mogła sprostać ambicjom ojca. Przed laty zostawiona w śnieżycy na stoku narciarskim (bo człowiek musi być dzielny) miała ciężki wypadek. Od tamtego czasu kuleje. Mattia, matematyczny geniusz, obwinia się za śmierć opóźnionej w rozwoju siostry bliźniaczki, której – jako dziecko – nie dopilnowała.
Film Saverio Constanzo to opowieść o ludziach nieumiejących dojść do porozumienia ze sobą i ze światem. O ludziach, którzy jak liczby pierwsze nie wchodzą w interakcje. Wszędzie są obcy, a ich dojrzewanie jest powolnym procesem pokonywania własnych traum.
Constanzo umie pokazywać alienację. W nagrodzonym w Locarno, debiutanckim "Private" opowiadał o palestyńskiej rodzinie uwięzionej w domu przez izraelskich żołnierzy. W "Ku mojej pamięci" obserwował młodego mężczyznę, który zamknął się w klasztorze. W "Samotności..." tworzy portrety osób, którym nie pozwalają normalnie żyć zmory z przeszłości. Konstruuje film nielinearnie, stale wydobywając z pamięci bohaterów kolejne fragmenty wspomnień. W jego obrazie jest ból osób uciekających przed samymi sobą. Ale zawiłości uczuć, które zachwycały w książce, na ekranie stają się chwilami płaskie i pretensjonalne. Najsłabsza jest współczesna część filmu. Z ekranu wieje chłodem i kalkulacją, postacie momentami stają się dalekie nie tylko dla siebie nawzajem, ale i dla widza. W ich relacji czuje się jakiś fałsz. Kino tym razem przegrało z literaturą?