Przeszli w popkulturze długą drogę. Zaczynali jako bohaterowie morskich legend – wyrzutkowie i romantyczni buntownicy. Klasyczny wizerunek pirata jako łotra ze złowrogo postukującą drewnianą nogą i nieodłączną papugą utrwalił Robert Louis Stevenson w „Wyspie skarbów".
Ze stworzonego przez pisarza korsarskiego entourage'u w pierwszej połowie XX wieku skorzystało kino. W piratów wcielali się wówczas najwięksi gwiazdorzy Hollywood – m.in. Errol Flynn i Burt Lancaster. Wykorzystał go również Walt Disney, czyniąc z korsarzy atrakcję parków rozrywki.
Od tego czasu nie mogli jednak przełamać złej passy. Choć zawojowali familijną niszę, filmy z ich udziałem stały się synonimem finansowej katastrofy (m.in. „Piraci" Romana Polańskiego, „Wyspa piratów" Renny'ego Harlina).
Klątwę z korsarskiej braci zdjął na początku XXI wieku cykl superprodukcji o przygodach Jacka Sparrowa („Piraci z Karaibów"). Z jednej strony filmy, których gwiazdą był Johnny Depp, odwoływały się do postaci i wątków wykreowanych przez disnejowskie parki tematyczne. Z drugiej – m. in. dzięki brawurowej grze Deppa – rozbijały powszechne wyobrażenia o pirackich herosach. W efekcie łupem „Piratów z Karaibów" padły miliardy dolarów zysku.
Ich śladem próbują podążać animowani „Piraci!" Petera Lorda. Bohaterem jest kapitan Piracki – równie nieszablonowy jak Sparrow. Piracki chciałby zabłysnąć jako pirat roku. Tyle że nie ma szczęścia do abordaży, więc jedyne, czym może się pochwalić, to gęsta broda. Do czasu, aż spotka młodego Karola Darwina...