Apetyt równoznaczny z ochotą i chęcią do zabawy towarzyszył kinu od zawsze. Potraktowany dosłownie i skojarzony z jedzeniem stał się modnym tematem w dobie haute cuisine, slow foodu i gastronomii molekularnej. Jak w filmie Daniela Cohena, który właśnie wszedł na nasze ekrany.
Jedzenie z miłością
Myślimy „sztuka kulinarna" i pierwsze, co przychodzi nam do głowy, to Francja. Nie szkodzi, że niewielu spośród nas miało okazję skosztować prawdziwej francuskiej kuchni najwyższych lotów, i nic to, że jej supremacja może być kwestią sporną. Francuzi kochają jeść i kochają kochać, a kino, nawet niekoniecznie znad Sekwany, od czasu do czasu nam o tym przypomina. Także „Faceci od kuchni" Cohena właśnie o tym są – o miłości i jedzeniu oraz o byciu szefem. Nie tylko kuchni, ale także swojego życia. Nasz stosunek do jedzenia stał się dziś wyznacznikiem wyznawanej przez nas filozofii. To już nie tylko „jesteś tym, co jesz", ale także poważniejsze sprawy – kwestia wyboru produktów pochodzących ze sprawiedliwego handlu, ryb z odnawialnych łowisk... Nie żyjemy, by jeść, i widok otłuszczonych bliźnich opychających się bez umiaru budzi w nas odrazę. Grubas oznacza dla wielu z nas człowieka pozbawionego samodyscypliny, charakteru i ambicji.
W „Facetach od kuchni" nie zobaczymy ludzi otyłych, pomimo że francuska kuchnia masłem stoi. Je się „francuskie porcje", czyli pół- i ćwierćporcje. Wprawdzie w jednej ze scen wielki szef, wyróżniony trzema gwiazdkami Michelina Alexandre Lagarde grany przez Jeana Reno, całą noc piecze dla broniącej rano magisterium córki Amandine furę croissantów, brioszek i rogalików, ale to wyraz miłości, a nie asortyment na ten konkretny poranek. Uczuć tu zresztą wiele. Lagarde kocha swą pociechę o migdałowym imieniu, ale myśli ma zajęte pogróżkami syna właściciela restauracji, której szefuje. Ów zamierza zatrudnić w niej wschodzącą gwiazdę kuchni molekularnej, wcześniej doprowadzając do odebrania wybitnemu mistrzowi jednej z jego gwiazdek. Jacky Bonnot (Michael Youn) kocha ciężarną narzeczoną, ale równie mocne relacje wiążą go ze sztuką gotowania, co wpędza go w ciągłe tarapaty zawodowe. Jest perfekcjonistą i nigdy nie odpuszcza. Również pensjonariuszom domu spokojnej starości funduje wyszukane dania. Jacky nie uznaje kompromisów i nie idzie na łatwiznę. To materiał na prawdziwego szefa, być może większego niż uwielbiany przez niego Lagarde. Sceny z ich udziałem, gdy prowadzą autorski telewizyjny program kulinarny, należą do najzabawniejszych w filmie – sympatycznym, ciepłym i przepysznym.
„Faceci od kuchni" to pojedynek tradycji z nowoczesnością, z którego żadne z powyższych nie może wyjść zwycięsko. Klasyczne dania wieją nudą, ale nie zastąpi ich niemiłosiernie wyszydzona przez Cohena, także scenarzystę, kuchnia molekularna. Probówki ze snującym się dymem, proszki, żele, makaron przypominający pocięte światłowody, ciekły azot, buraczana wata cukrowa – nikt nie chciałby na zawsze przejść na laboratoryjną dietę.
Owsianka ze ślimaków w tłustej kaczce
Dwa lata temu włoski rząd zakazał używania niektórych chemikaliów oraz stosowania technik popularnych w gastronomii molekularnej. Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że zrobił to z miłości do tradycyjnej włoskiej kuchni i by chronić ją przed – zgubnymi być może – rewolucjami. Raczej z miłości do głosów wyborców, ponieważ gros z nich to rolnicy i hodowcy.