Polscy filmowcy od zawsze, czyli od kiedy zezwoliła obowiązująca w PRL cenzura, mieli kłopoty z erotyką. Często traktowali ją jedynie jako atrakcyjny ozdobnik, wabik na widza, a nie uzasadnione logicznie czy psychologicznie wzbogacenie charakterystyki postaci bohaterów. Po czerwcu 1989 r. zbyt wiele się w tej materii nie zmieniło.
Niby wszystko już wolno, ale wciąż nie wiadomo jak. Czy iść na całość czy operować symbolami? W rezultacie efekty mizerne, czego przykładem choćby tytuły z ostatniego roku: „Z miłości" Anny Jadowskiej, „Sponsoring" Małgorzaty Szumowskiej, „Big Love" Barbary Białowąs czy „Bez wstydu" Filipa Marczewskiego.
„W sypialni" debiutującego w fabule Tomasza Wasilewskiego też na plus nie odstaje od tej reguły. Tu erotyka jest tylko pretekstem do schematycznych rozważań o możliwościach odmiany życiowych wyborów. O ucieczce przed samą sobą... Banał goni na ekranie banał. Dialogi, w założeniu swobodne i niewymuszone, rażą pretensjonalnością. Pełne niedopowiedzeń narracyjne chwyty mające budować nastój osaczenia zbyt szybko okazują się tylko przewidywalną zabawą z odczuciami widza. A tytuł sugeruje więcej, niż ostatecznie pokazuje.
Dojrzała, czterdziestoletnia kobieta (Katarzyna Herman) nagrywa do Internetu słowa mające zwabić potencjalnego kochanka. Sugeruje, na co może się zgodzić w miłosnej grze, a co zdecydowanie odrzuca. Nie jest rozpustna, raczej zakłopotana. I wzdycha z ulgą, gdy zakończy nagranie. A potem oglądamy pierwszą z wieczornych randek. Jest on i ona, łóżko, wymięta pościel... i to wszystko.
Ona wrzuciła mężczyźnie do alkoholu usypiający proszek, który spełnił swoje zadanie. Gdy mężczyzna śpi, buszuje po domu, kąpie się, czasem coś ukradnie. A potem cichutko zamyka za sobą drzwi.