Jest jednym z najbardziej znanych projektantów mody, a do jego znaków firmowych należy podkoszulek w marynarskie paski, gorset, męska spódnica. Jean-Paul Gaultier nie boi się eksperymentowania, bo od zawsze czuł się do niego zachęcany przez bliskich. Wychowany na prowincji w Arcueil, miał szczęście, czyli kochających i liberalnych rodziców, których nie dziwiło zamiłowanie chłopca do ubierania misia w lalczyne sukienki, ani też projektowania czy szycia damskich fatałaszków. Krawiectwa uczył się też czytając relacje z pokazów wielkich krawców. Jako nastolatek wysyłał swoje szkice projektów do podziwianych kreatorów mody. Miał 18 lat, gdy zadzwonił do niego Pierre Cardin proponując spotkanie, a wkrótce i pół etatu w swojej firmie. Jean-Paul przychodził do pracy trzy razy w tygodniu po szkole. I ciągle mógł eksperymentować, bo Cardin nie stawiał mu żadnych ograniczeń.
Sześć lat później debiutował własną kolekcją, łączącą formalny szyk z żartobliwą pomysłowością. W filmie Gaultier opowiada o pierwszym swoim pokazie, który ? jak twierdzi ? skończył się katastrofą.
- Nie mogłem kupić tkaniny - wspomina. - Producenci mnie wtedy nie znali i nikt nie chciał sprzedać mi 10 metrów materiału, a na więcej nie miałem.
Zrobił więc suknie z filipińskich słomianych podkładek na stół. Do tej pory lubi zestawienia i kontrasty szokujące widzów. Z przyjemnością przygotował pokaz mody w rozmiarze XXL, którego jedną z gwiazd była Gossip, bo jak mówi ? lubi pomijać piękno, które mieści się w schemacie. Uważa, że modelki po wybiegu powinny chodzić zwyczajnie, jak w życiu ulicą. Sam decyduje o obsadzie modelek do swoich pokazów - preferuje ognistorude z niebanalną osobowością. Jest kinomanem, inspirują go filmy i gwiazdy rocka - m.in. Madonna ? dla której projektował kostiumy na tournée.
Przyznaje, że lubi wchodzić w emocjonalne związki z ludźmi. Wzruszająco opowiada o miłości swojego życia, Francisie Menuge, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia i współtworzył swoją firmę.