Julia Kolberger, podobnie jak w swoim dyplomie „Jutro mnie tu nie będzie", skoncentrowała się na „wojnie domowej". Film otwiera malownicza scena przygotowywania świątecznego mazurka. Urszula szykuje wielkanocne śniadanie. Do urządzonego przez nią z pieczołowitością domu, w którym mieszka z mężem, ma przyjechać były partner z młodszą, atrakcyjną kobietą. Okazja jest szczególna, ponieważ ich dwudziestokilkuletnia córka ma przedstawić poznanego w Anglii chłopaka.
Ku zaskoczeniu wszystkich, wybranek jest starszy o 30 lat. Pani domu traci apetyt. Nie może się pogodzić z wyborem córki. Przy wielkanocnym stole zaczyna się kłótnia. Młoda reżyserka doskonale uchwyciła komizm sytuacji. Domowe sceny przypominają te z najlepszych brytyjskich komedii Richarda Curtisa. Popisowa rola Kingi Preis sprawia, że film chciałoby się oglądać nie pół, a półtorej godziny. Partnerują jej równie dobrzy Roman Gancarczyk i Paweł Królikowski oraz Aleksandra Domańska, Marta Juras i Richard Berkeley.
- Studio Munka daje reżyserowi dużo swobody. Dobór aktorów i przebieg produkcji zależał od mnie. Mam w planach film pełnometrażowy, ale jest za wcześnie, żeby zdradzać szczegóły – powiedziała „Rz" Julia Kolberger. Była miło zaskoczona reakcją publiczności – Widzowie śmiali się również w drugiej części filmu, która miała być bardziej refleksyjna – tłumaczyła.
Sprawy rodzinne są też ważne dla Arkadiusza Biedrzyckiego. - Ten film dedykuję mamie – mówił po seansie. W „Częstotliwość drgań" opowiedział historię dziewczyny, która podobnie jak bohaterka „Mazurka" przyjeżdża do domu z Anglii. Chce zabrać za granicę kilkuletnią córeczkę. Ten pomysł nie za bardzo podoba się matce. Pomiędzy kobietami brakuje porozumienia, nie ma czułości. Prawdopodobnie zniszczyły ją trudne wydarzenia z przeszłości. Życie na emigracji, przedwczesne macierzyństwo, nieodpowiedzialność ojca - reżyser w kameralnym filmie, poruszył kilka ważnych problemów społecznych. - Największe dramaty dzieję się zawsze w trójkącie – wyjaśnił.