Przecinanie pępowiny

Dwaj dokumentaliści, Paweł i Marcel Łozińscy, syn i ojciec, wyruszają samochodem z Warszawy do Paryża. Spotkanie jest okazją do rozliczenia przeszłości. Z podróży miał powstać wspólny film, ale w wyniku konfliktu podczas montażu powstały: „Ojciec i syn” oraz „Ojciec i syn w podróży”. Teraz, gdy obaj reżyserzy są zapraszani na festiwale, przyjeżdżają w różnych terminach. Paweł Łoziński opowiada o skomplikowanej relacji z ojcem i gorzkim zakończeniu filmu, które dopisało życie.

Publikacja: 24.08.2013 01:01

Kadr z filmu „Ojciec i syn.”

Kadr z filmu „Ojciec i syn.”

Foto: Przekrój

Red

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Jakie miał pan oczekiwania, kiedy wybierał się pan z ojcem w podróż?

Chciałem go lepiej poznać i tym samym dowiedzieć się czegoś o sobie. W planach była równowaga ról, dwóch bohaterów i dwie kamery, ale to jest niewykonalne. Siłą rzeczy ja bardziej interesowałem się ojcem niż on mną. Tak już chyba jest w relacjach rodzice – dzieci. Ja pytałem, czasem dociskałem, on odpowiadał. Lub nie. Pomyślałem, że jak się dowiem, jaki on jest, jaki był w moim wieku, to może zrozumiem, co jest w bagażu, który dostałem od niego, a który jemu z kolei przekazali rodzice. To był też pomysł na szczerą rozmowę, która miała oczyścić nasze stosunki.

Musieliście się zamknąć w samochodzie z kamerą, żeby ze sobą porozmawiać?

Rozmawialiśmy wcześniej, inaczej nie przyszedłby mi do głowy ten film. On się wziął z obustronnej potrzeby, żeby sobie coś powiedzieć. Ale gdyby nie pretekst w postaci tego – jak go nazwaliśmy – psychobusa, nigdy byśmy nie odbyli takiej poważnej i głębokiej rozmowy. W drodze byliśmy odcięci od naszego naturalnego środowiska. Zamknięci w metalowej puszce stworzyliśmy atmosferę wysokiego ciśnienia. Taki auto-eksperyment na żywych organizmach.

Kamera była narzędziem prawdy?

Kamera stworzyła przymus rozmawiania o sprawach ważnych. Inaczej może gadalibyśmy o pogodzie i widokach po drodze. Ustaliliśmy, że nie ma tabu, rozmawiamy o wszystkim. Wiedziałem, że albo będziemy ze sobą szczerzy i coś się uda, albo będziemy się mizdrzyć i kreować i nic z tego nie wyjdzie. Trzeba było się wypatroszyć, bo tylko wtedy jest nadzieja, że widz będzie mógł odnaleźć się w tej opowieści.

W moim filmie postacie to ojciec i syn, nie dwóch reżyserów, tylko dwóch zwyczajnych ludzi. To film o relacji rodzinnej, a nie o warsztacie pracy. Chciałem, żeby był uniwersalny, zrozumiały dla wszystkich, nie tylko krewnych i znajomych. To eksperyment, bo przez lata robiłem filmy o innych ludziach, z nich wyciągałem zwierzenia. Teraz kamerę odwróciłem na siebie i ojca. Chciałem opowiedzieć o naszej skomplikowanej relacji i trudnej historii rodzinnej. To próba rozmowy na trudne tematy, które, jak mi się wydaje, dotyczą wielu rodzin. Prawie zawsze są jakieś tajemnice, niedopowiedzenia, konflikty. Czasami są napięcia, sami nie wiemy dlaczego.

Miał pan w głowie scenariusz podróży, zanim ruszyliście w drogę?

Przede wszystkim miałem bohatera, czyli mojego ojca. Człowieka, który lubi występować i mówić o sobie. Jest inteligentny, dowcipny, niejednoznaczny. Czasem się go lubi, innym razem mniej. To dobry bohater, ciekawa postać. Byłem go ciekaw, chciałem się dowiedzieć, co ma w środku.

Pewnie bez kamery nie umiałbym tego zrobić. Film to dla mnie medium i zarazem sposób na radzenie sobie z trudnymi tematami. Często jest tak, że jeśli czegoś nie rozumiem, nie umiem sobie z czymś poradzić, to stawiam kamerę i robię film. Pytam we własnym imieniu, ale też na użytek widza.

Mam do ojca szacunek za to, że się zgodził na ten eksperyment. Podejrzewam, że mogło go to dużo kosztować. Wiem po sobie, mnie kosztowało. Takie odsłonięcie prywatności nie jest łatwe.

W filmie rozliczacie się z przeszłości. Zarzuca pan ojcu, że traktował pana jak kumpla, a nie syna.

Tak było. Wadą takiego modelu wychowania jest to, że rodzic-kumpel nie bierze odpowiedzialności za dziecko-kumpla. Ojciec wychowywał mnie eksperymentalnie, wszystko było wolno. Koledzy z klasy mi wtedy zazdrościli, a ja byłem dumny. Takiego mam fantastycznego ojca jak nikt. Bardzo mi imponował, był młodzieńczy, czasem nieprzewidywalny, miał dziecięcą fantazję. Dziś wiem, że dziecko potrzebuje zasad, żeby czuć się bezpiecznie. Na tym chyba polega wychowanie: na stawianiu granic i ich egzekwowaniu. Pełna wolność jest dla dziecka obciążeniem, trzeba samemu o sobie decydować, ale na to jeszcze za wcześnie i nie wiadomo, jak sobie z tym poradzić. To też trochę odbiera dzieciństwo.

Ten ojcowski eksperyment był przy okazji sprytnym ruchem, ponieważ uniemożliwiał bunt. Bo jak tu się buntować przeciwko ojcu, który pozwala na wszystko? Więc się buntowałem przeciw mamie.

Ojciec nie miał żadnych wymagań wobec dzieci?

Pewnie, że miał, nie mogły być zwyczajne, szare. Chciał, żebyśmy byli kimś. Ktoś to jest na przykład artysta. Nie wystarczy być dobrym kierowcą autobusu, dobrym szewcem czy piekarzem. Gdyby go zapytać, pewnie by zaprzeczył, ale tak naprawdę była presja, że jego dzieci nie mogły być byle kim. Moja młodsza córka chce być weterynarzem, a ja sobie myślę, że to jest piękny zawód.

Pan wychowywał dzieci na kontrze wobec ojca?

Nie wiem, czy na kontrze. Starałem się odruchowo dać im to, czego sam nie dostałem. Zapewne moi rodzice też się starali być lepsi od swoich. Są z wojennego pokolenia, mieli ciężko, więc ja pewnie miałem lepszą sytuację wyjściową niż oni. Wstawałem rano, żeby zrobić dzieciom śniadanie, a potem odprowadzić je do szkoły, bo mi tego w dzieciństwie brakowało. Starałem się też dać takie bezwarunkowe uczucie, które należy się z urodzenia. Ale też pewnie będę z tego rozliczony. Zazdroszczę tym, którzy dostali od rodziców pakiet klarownych reguł. Chyba łatwiej się potem żyje.

Oglądając film, miałem wrażenie, że pana ojciec nie chciał rozdrapywać starych ran.

Mamy chyba różne podejście do uczuć, różne strategie: on woli je gdzieś zakopywać, ja staram się o nich mówić. Więc siłą rzeczy nasza rozmowa w filmie czasem wygląda tak, że ja coś próbuję wykrzyczeć, a ojciec milczy. Ale myślę, że to, że mnie wysłuchał, to już jest dobrze. Wielu ludzi nie miało szansy bycia wysłuchanym przez rodziców. A to ważne.

„Ojciec i syn" pokazuje, jak wielką barierę w porozumieniu stanowi różnica pokoleń.

Pewnie zawsze tak było. Ale myślę, że konfrontacja między pokoleniami jest nieunikniona.

Dzieci często są w naszej kulturze na słabszej pozycji w stosunku do rodziców. Obowiązuje automatyczne przestrzeganie czwartego przykazania: „czcij ojca swego...". W drugą stronę to jakoś nie zawsze chce działać. Stawianie rodzicom pytań czytane jest jako krytyka. Dzieci mają słuchać rodziców, być posłuszne, nie mieć pretensji, okazywać szacunek i opiekować się nimi aż do końca. To się im należy z definicji, niezależnie od tego, jakimi są rodzicami. Ja tak nie uważam. A gdzie są w tym wszystkim dzieci? Małe, a później dorosłe? Zagryzą wargę i przekażą to dalej swoim dzieciom? Wierzę, że jest szansa na jakąś pokoleniową zmianę świadomości. Może czas o tym porozmawiać? O tym też chciałem zrobić film. Mój ojciec nigdy nie odważył się na taką rozmowę z rodzicami. Tym bardziej doceniam, że porozmawialiśmy.

Czego się jeszcze pan nauczył podczas kręcenia tego film?

Że pewnych spraw nigdy już z ojcem nie załatwię, że on już po prostu nie zrozumie, o co mi chodzi, i mogę to dalej próbować załatwić, ale już sam ze sobą. To dla mnie bardzo cenna lekcja.

Jak po tej lekcji wyobraża pan sobie idealne wychowanie?

Nie wiem, czy takie istnieje. Myślę, że na pewno powinna się w nim znaleźć mądra miłość, która zakłada pełną troskę, opiekę, i do tego tolerancja, która dziecka nie więzi, nie podcina mu skrzydeł. Nie wiem, czy taki idealny zestaw udało się komuś dostać. Nasze rodziny są dziwaczne, porozwodzone, porozbijane, naznaczone czasami komunizmu i wojny. Kiedy moi rodzice się rozwiedli, miałem 17 lat. Ojciec przeżył rzeczy straszne: wojnę, dom dziecka, odrzucenie przez rodziców. Podobnie moja mama, która w czasie wojny, wywieziona do Uzbekistanu, głodowała. W sumie takie sobie dzieciństwo. A my ten bagaż od nich bezwiednie dostaliśmy i nosimy dalej.

Ustrzegł się pan błędów rodziców?

A skąd. Moja rodzina rozpadła się 10 lat temu. Myślę o tym bagażu odziedziczonym, że może już czas go przepatrzyć i pozbyć się rzeczy niepotrzebnych. Choćby po to, żeby ich dalej dzieciom nie przekazać, żeby nie musiały go dźwigać. Może jeszcze jest czas?

Nie nauczył się pan niczego dobrego od ojca? Odziedziczył pan po nim zawód.

Myślę, że ojciec zaraził mnie pasją, którą ma do wszystkiego, co robi. Nauczył mnie ciekawości świata i ludzi, czasem bezkompromisowości w obronie własnych poglądów. No i oczywiście majsterkowania.

Robicie jednak inne filmy.

Pewnie tak. Ja się próbuję dobić do wnętrza człowieka. Staram się oddać głos ludziom. Patrzę sobie, słucham, obserwuję. Ojca, jak mi się wydaje, bardziej interesują sprawy, ideologie, mechanizmy.

Czy w relacji z ojcem dostrzegł pan kiedykolwiek aspekt rywalizacji, porównywania się?

Bywało, ale w tak pełnej krasie dopiero przy okazji tego wspólnego filmu.

Czy ta różnica sprawiła, że z podróży powstały dwa filmy?

To pytanie należy zadać ojcu, umawialiśmy się na jeden wspólny film. On postanowił zmontować własną wersję, która jest polemiką z moim filmem.

Pana ojciec nie chce się wypowiadać publicznie na ten temat. Jego film jest dłuższy, ma kilka dodatkowych scen, ale wymowa obu jest bardzo podobna.

Jego wersja powstała na bazie mojego filmu. Ojciec dorzucił trochę swoich rzeczy, ale przy okazji ocenzurował siebie i mnie w kilku scenach.

O co poszło?

Jego trzeba by zapytać. Może to reżyserskie ambicje?

Wygląda na to, że życie dopisało gorzki komentarz do filmu, który jest hołdem złożonym skomplikowanej, ale przecież pięknej więzi ojcowsko-synowskiej. W jednej z ostatnich scen ojciec przedstawia panu swój testament, mówiąc, gdzie chce być pochowany...

Mam wrażenie, że zrobiłem o ojcu ciepły film, pełen dobrych uczuć, z pełnym poszanowaniem bohatera. Lubi się go, on bawi i wzrusza jako postać. Ale film filmem, a życie życiem. Na końcu filmu mamy radosną scenę wspólnego stania na głowie, prawdziwy happy end. To jest zapis tamtej chwili, była prawdziwa. Ale potem życie poszło dalej. To jest też dodatkowe przesłanie dla widza – może warto zdążyć porozmawiać z rodzicami? Ja zdążyłem, mam to za sobą. Ale takie eksperymenty mogą się okazać kosztowne. Nie chcę nikogo namawiać. Uważam, że wyszedłem z niego z nową wiedzą o sobie i o relacjach rodzinnych. Ale to się paradoksalnie ujawniło dopiero po wyłączeniu kamery.

Czyli nakręcił pan film, który jest przecięciem pępowiny?

Można to tak nazwać, ale mam nadzieję, że widzowie też coś na tym zyskają. Po reakcjach na film widzę, jak bardzo potrzebujemy dialogu międzypokoleniowego.

„Ojciec i syn" wpisuje się w dyskusję na temat kryzysu rodziny i jej przyszłości.

Niedawno byłem w Gruzji, gdzie więzy rodzinne są bardzo silne. Czułem się tam, jak musiał się czuć przybysz z Zachodu zdesantowany do Polski lat 70. Zachwyciła mnie rodzinna atmosfera, gościnność, to, że ludzie mają czas dla siebie. Zatęskniłem za takim modelem rodziny, bo w Polsce chyba go już coraz mniej.

Myśli pan, że rodzina przetrwa w tradycyjnej formie?

Pewien młody Niemiec powiedział mi, że mieszka ze swoją żoną i drugą bezdzietną parą, którą uważają za równorzędnych rodziców swojego rocznego dziecka. Czyli dwie matki i dwóch ojców. Powiedział, że dziecko zaraz zacznie mówić i byłby szczęśliwy, gdyby mówiło „mama" do obydwu kobiet. Gdy zapytałem go, dlaczego żyją w taki sposób, odpowiedział, że jest artystą i sam nie dałby rady wychować syna, bo wtedy nie miałby czasu na sztukę. Ten zapracowany człowiek powiedział, że szuka reżysera, który zrobi o tym dokument. Patrzyłem na niego jak na mutanta popromiennego.

Rodzina powinna uczyć bliskości. Kto nie dostanie jej w dzieciństwie, może mieć potem ciężko. Mentalnie jesteśmy ludźmi z jaskini, którzy się przytulali, bo im było zimno. Potrzeba przetrwała, ale może teraz jest nam za ciepło?

Tekst z tygodnika "Przekrój"

Jakie miał pan oczekiwania, kiedy wybierał się pan z ojcem w podróż?

Pozostało 99% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów