Traktowane nie do końca poważnie ekranizacje komiksów, podobnie jak inteligentnie napisane powieści science fiction, pokazują nasz świat od podszewki i przepowiadają jego przyszłość.
„Daleko od domu" jest, mówiąc po szekspirowsku, lustrem przystawionym do wirtualności, a właśnie w tej przestrzeni decydowały się ostatnio wybory prezydenta Stanów Zjednoczonych, do parlamentu Unii Europejskiej, a także brexit.
Gra w internecie
Wyniki głosowań traktowane są jak w pełni demokratyczny głos obywateli, choć wiadomo, że ich decyzje były oparte na fałszywych danych prezentowanych w internecie i mediach społecznościowych. Prawda, że globalna wioska przypomina coraz bardziej komputerową grę, którą nieuczciwy gracz może sterować przez podstawionych uczestników, przestaje być historią science fiction czy produktem spiskowych teorii, zyskuje potwierdzenie. Pracują na to tysiące informatyków i hakerów zatrudnionych przez kontrwywiady światowych i lokalnych potęg.
Producenci nowego „Spider-Mana" nie stworzyli tak realistycznej opowieści jak „Brexit" Toby Haynesa, nie mamy jak w przygodach Jamesa Bonda aluzji do polityki Kremla. Ale dobry komiks jest jak moralitet: uniwersalny.
Trzeba zastrzec, że „Daleko od domu" zaczyna się jak serial dla nastolatków. Mamy nawet szkolną telewizję, w której młodzi bohaterowie opowiadają o wydarzeniach z poprzedniej części, gdy połowa uczniów wyparowała. Bohaterem, któremu wszyscy oddają hołd, jest Tony Stark, czyli Iron Man, który przypłacił bohaterstwo śmiercią.