Miałam okazję kilka razy z nim rozmawiać. Był typem cudownego gawędziarza. Wystarczyło rzucić pytanie, by wywołać falę wspomnień. Opowiadał o wydarzeniach, kinie, ludziach, z którymi się zetknął. Zawsze ze swadą i życzliwością.
W swojej twórczości lubił trzymać się faktów. – Pochłaniam reportaże, biografie, dzienniki, wspomnienia – powiedział mi kiedyś. – Fascynują mnie opowieści o jednostkach nieprzeciętnych. Uważam, że dzisiejszy świat potrzebuje bohaterów. Muszą istnieć ludzie prawdziwi, z których ideałami możemy porównać nasze postawy.
Zaczął jako aktor w 1942 roku, ale – jak mówił – po ćwierć wieku uprawiania tego zawodu odczuł potrzebę powiedzenia czegoś od siebie. Po drugiej stronie kamery zadebiutował w 1969 r. filmem „Och! Co za urocza wojenka!", potem była „Młodość Winstona" i głośna epopeja wojenna „O jeden most za daleko". W 1982 r. powstał „Gandhi", który przyniósł mu Oscara za reżyserię i zdobył jeszcze siedem innych statuetek. Później zrealizował filmową wersję musicalu „A Chorus Line", „Krzyk wolności" o Stevenie Biko, bojowniku o równouprawnienie rdzennych mieszkańców RPA, i film o jednej z największych legend kina Charliem Chaplinie, którego zagrał Robert Downey Jr. Stworzył też wzruszającą opowieść „Cienista dolina" o romansie pisarza C. S Lewisa i Amerykanki Joy Gresham oraz „Miłość i wojnę" o wczesnych latach Ernesta Hemingwaya.
Uwielbiał Gandhiego. – Zakochałem się w nim, gdy przeczytałem jego biografię – opowiadał. – Pamiętam, jakie wrażenie zrobiła na mnie taka scena: Afryka Południowa, 19-letni Gandhi idzie chodnikiem, naprzeciwko kroczą dwaj biali mężczyźni. Zajmują całą szerokość trotuaru, Gandhi musi wejść do brudnego rynsztoka, żeby ich przepuścić. Mówi: „Zawsze dziwi mnie, że jednemu człowiekowi może sprawić satysfakcję upokarzanie drugiego człowieka". Boże, takie zdanie w ustach 19-latka!
Gdy zaczął reżyserować, porzucił aktorstwo na 15 lat. Ale potem wracał, m.in. jako Święty Mikołaj w „Cudzie w Nowym Jorku". Ta rola była mu bliska. Kochał dzieci. Pracował na rzecz UNICEF, a w 1987 r. został ambasadorem dobrej woli tej organizacji. Przekazał jej też cały dochód – ponad milion dolarów – z premier „Gandhiego".