Wszystko zaczyna się współcześnie w Moskwie, gdzie dwójka policjantów – stary wyga i nowicjuszka – prowadzi śledztwo w sprawie seryjnych morderstw. Zabójca działa bezbłędnie i okrutnie, a obok zwłok zostawia kartoniki z numerami. Tak jak policjanci podczas oględzin zwłok.
Młoda policjantka Natasza jest czupurna i świadoma, gdzie żyje. „A co tu rozumieć? – pyta przełożonego. – Postsowiecki oligarcha pancernym land roverem rozjechał dziewczynę, jadąc 100 km na godzinę". Ale wie też, czego się od niej oczekuje. „Sprawczyni wypadku wyjechała z podporządkowanej i zginęła na miejscu. Tak będzie dobrze? No, jaką karę wymierzy mi komisja? Naganę i badanie u psychiatry?".
Odbierając od lekarza zaświadczenie, zostaje wmieszana w sprawę „fotografa". Prowadzący śledztwo major Lebiadkin włącza ją do swojej grupy śledczej. A ślady prowadzą do Legnicy: tajemnica ukryta jest w latach 80.
„Fotograf" to kryminał. Niełatwy, nieprosty. Właściwie od razu wiadomo, kto jest mordercą: syn rosyjskiego wojskowego i ostrej prokurator, który wychował się w legnickim garnizonie i – uciekając od własnej osobowości – mówił głosami innych.
Problem polega tylko na tym, by go po latach, gdy uciekł z moskiewskiego psychiatryka, unieszkodliwić. I przerwać serię morderstw, których dokonuje, niejako rozliczając się z przeszłością.