Reklama

Życie ważniejsze od kina

Vincent Lindon, nagrodzony za rolę w filmie „Miara człowieka" aktor opowiada Barbarze Hollender, jak grał bezrobotnego.

Aktualizacja: 21.01.2016 21:12 Publikacja: 21.01.2016 17:32

Foto: Against Gravity

Rzeczpospolita: Europejscy filmowcy coraz częściej portretują ludzi, których na margines społeczeństwa wyrzuca bezrobocie. Teraz Stephane Brizé opowiada w „Mierze człowieka" historię 50-letniego mężczyzny, który stracił pracę i nie może znaleźć nowej. Jego bohater Thierry ma pana twarz.

Vincent Lindon: Za tę rolę dostałem w Cannes nagrodę aktorską. Kiedy wróciłem do Paryża, ludzie zaczepiali mnie na ulicy. Klaskali, gdy wchodziłem do kawiarni. Bo to była nagroda dla nich. Mnóstwo widzów może powiedzieć: „Thierry to ja". We Francji jest 4 miliony bezrobotnych. Nawet ci, którzy mają pracę, czują się czasem poniżeni. „Miara człowieka" jest dla nich.

Pana bohater, starzejący się, upokorzony przez życie mężczyzna, zaczyna walczyć o to, co ma najcenniejszego – własną godność.

Społeczeństwa, nawet zamożnych krajów europejskich, są dzisiaj coraz bardziej spolaryzowane. Pogłębiają się różnice między bogatymi i biednymi. I trzeba o tym przypominać. Budzić empatię w stosunku do tych, którzy nie dają sobie w życiu rady. A w nich samych wzmacniać poczucie własnej wartości. Mnie się to wydaje ważne, choć oczywiście zdaję sobie sprawę, że jako aktor przychodzę do świata bezrobotnych na chwilę, a potem wracam do swojego.

No właśnie. Jest pan gwiazdą, za tę rolę dostał pan też nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej. Co więcej, pochodzi pan z zamożnej familii. Jeden z przodków był premierem Francji, ma pan w rodzinie pisarzy, wydawców. Co pan wie o biedzie?

Reklama
Reklama

Często słyszę takie pytanie.Odpowiedź jest prosta. Jestem aktorem, przyglądam się rzeczywistości i potrafię ją przez siebie przepuścić. Jednocześnie nie zamykam się w świecie dobrych restauracji i ludzi, którzy zastanawiają się, czy wakacje spędzić na Hawajach czy na Dominikanie. W końcu – w każdym swoim bohaterze też szukam człowieka. Najbardziej lubię grać fajnych facetów. Takich, którzy niezależnie od swojej pozycji i statusu majątkowego potrafią w trudnych sytuacjach zachować się przyzwoicie.

Jak Thierry?

Kocham „Miarę człowieka" i kocham Thierry'ego. Kiedy kręciliśmy ten film, byłem nim po dziesięć godzin dziennie. Nie jestem na tyle dobrym aktorem, żeby grać swojego bohatera. Ja się nim staję. Zawieram z nim pewien rodzaj umowy: „Będę tobą i zrobię wszystko, żeby cię zrozumieć i sportretować jak najlepiej. Ale co ty mi z siebie dasz? Co z ciebie zostanie we mnie na dłużej?". Bo po każdej roli coś w człowieku zostaje.

Co w panu zostało po Thierrym?

Poczucie, że życie nie zawsze się układa, jak chcemy. Że łatwo wypaść z dobrego toru. Wie pani, my nawet inaczej ten film promujemy. Bo jak by to wyglądało, gdybyśmy szpanowali na czerwonych dywanach i podjeżdżali pod kina limuzynami? Byłoby w tym kłamstwo.

W Cannes widziałam pana na czerwonym dywanie.

Reklama
Reklama

No, tak. I w smokingu. Bo tam inaczej nie da się wejść na galową projekcję własnego filmu. Ale to był wyjątek. Konieczność.

Mówi pan o empatii, o zapożyczaniu cech swoich bohaterów, ale przecież gra pan różne role. Także w komediach, czasem bardzo beztroskich.

Taki mam zawód. Dzisiaj mogę pracować w filmie współczesnym, jutro w kostiumowym. Mogę przyjąć propozycję od reżysera francuskiego, belgijskiego, amerykańskiego. Ale wybieram scenariusze tak, jak się wybiera żonę. Podejmuję ryzyko. Gram tylko w filmach, które mi się podobają. A poza tym zmieniam gatunki. Za każdym razem dowiaduję się czegoś innego o sobie. Rozwijam się, nie pozwalam sobie na stagnację.

To znaczy?

Aktor, który stale gra w komediach, po latach pracy nie będzie takim samym człowiekiem jak ktoś, kto występuje w dramatach społecznych. Podobnie jest z dziennikarzami. Korespondent wojenny ma kompletnie inny zestaw doświadczeń i przemyśleń niż ktoś, kto w piśmie kobiecym prowadzi dział mody i obraca się wśród modelek. Nie oceniam, nie mówię, że któryś z nich jest lepszy. Stwierdzam fakt: są inni. Więc ja jako aktor nie chcę się zamknąć w żadnej szufladce. Szukam różnych emocji, próbuję dotykać różnych stron ludzkiej egzystencji.

Gdzie w tym miejsce na własne życie?

Reklama
Reklama

We własnym życiu jestem jak wszyscy. Mam swoją historię. Matkę, ojca, kobiety, które zostawiały mnie w jednej chwili, mówiąc: „Wolę twojego przyjaciela". Moją dorastającą córkę, która jest dla mnie bardzo ważna, i narzeczoną, na której mi zależy, małą garstkę przyjaciół.

A sława? Odrobina pychy? Po odebraniu w Cannes nagrody za „Miarę człowieka" powiedział pan, że to pana najszczęśliwszy dzień w życiu.

A zna pani kogoś, kto źle się czuje, dostając nagrodę w Cannes? Nie wariuję na punkcie laurów. Ale Cezary to mistrzostwo Francji, Oscary – mistrzostwo świata, a nagroda w Cannes jest jak medal na olimpiadzie. Nie marzę o nagrodach, ale jak się taki cud wydarzył, przez chwilę, przez pięć minut, poczułem się królem świata. A potem się ocknąłem i powiedziałem: „Vincent, wracaj do codzienności". Do życia. Bez niego nie ma ani ciebie, ani twojego aktorstwa. Jeśli ktoś uważa kino za ważniejsze od życia, nie może być dobrym aktorem.

Recenzja

„Miara człowieka" to czyste życie. Podsłuchane rozmowy i Vincent Lindon otoczony naturszczykami. Thierry zostaje zredukowany. Ma pięćdziesiąt kilka lat, na utrzymaniu żonę i niepełnosprawnego syna. Szuka pracy, ale na rynku jest armia młodych ludzi.

Reżyser Stéphane Brizé opowiada o upokorzeniu. Niesie je niemal każda sytuacja: rozmowa z potencjalnym pracodawcą, negocjacje z urzędniczką namawiającą do spieniężenia mieszkania. I wreszcie zostaje ochroniarzem w supermarkecie.

Reklama
Reklama

Thierry wyłapuje tam złodziei. Ale nie są to aferzyści, raczej ludzie tacy jak on, zepchnięci na margines. Mężczyzna, który ukradł dwie paczki mięsa za 15 euro, kasjerka przywłaszczająca sobie bony rabatowe klientów.

Brizé przypomina, że współczesne społeczeństwa są spolaryzowane, że jest coraz więcej takich jak Thierry. Jedyne, co próbują ratować, to własna godność. Skromny, ale wielki film. —bh

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama