Aktorom przy budowaniu ról niejednokrotnie pomagało to, że mogli rozmawiać z protoplastami swoich postaci występującymi w realnym świecie. Na przykład Maja Ostaszewska - grająca byłą dziewczynę gangstera, która zakochuje się w policjancie - dzięki godzinom rozmów z jej odpowiedniczką w realnym świecie przejęła sposób mówienia tej dziewczyny, jej sposób poruszania, zrozumiała jej emocje, potrzeby i myśli. Dzięki temu, patrząc na Maję, ma się wrażenie, że widzimy zupełnie inną osobę.
Również Piotr Stramowski, po raz pierwszy w historii kina polskiego, miał możliwość naprawdę profesjonalnego przygotowania się do tej roli. Dostał status osoby przybranej (osoba postronna, która może uczestniczyć w działaniach policji, np. w przeszukaniach - red.), dzięki czemu mógł brać udział w autentycznych działaniach policjantów.
Do tej pory to wyglądało tak, że aktor jechał na strzelnicę, oddawał dziesięć strzałów i to było jego przygotowanie do roli policjanta. Wiedziałem, że jeśli ktoś nie przeżył szturmu na dom przestępcy, nie brał udziału w przesłuchaniu to tak naprawdę nigdy nie zrozumie na czym polega ta robota. Bo można mu długo i namiętnie tłumaczyć, ale on po prostu nie będzie w stanie tego poczuć. I przebywanie z policjantami, rozmawianie z nimi, poznawanie psychiki tych facetów, a nie tylko oglądanie z boku ich pracy, spowodowało, że policjanci, którzy oglądają ten film patrząc na Stramowskiego wierzą w tego faceta i mówią, że to jest dla nich policjant z krwi i kości.
Zdarzają w życiu takie związki, jak w filmie - policjanta z byłą dziewczyną gangstera?
Generalnie w tym filmie nie ma nie tylko żadnej wymyślonej sceny, ale nawet żadnego wymyślonego dialogu. Oczywiście życie jest amorficzne, w związku z tym rzadko udaje się je przenosić jeden do jednego na ekran. W przypadku pierwszego „Pitbulla” pięciu policyjnych bohaterów zostało skompilowanych z kilkunastu prawdziwych postaci. Podobnie tu również musiałem dokonać „kompresji” świata, bo to nie jest dokument tylko film fabularny, który rządzi się swoimi prawami. Musi mieć punkty zwrotne, ekspozycję postaci, przemiany bohaterów. Natomiast na poziomie scen to wszystko jest jak najbardziej realistyczne.
W nowym „Pitbullu” jest dużo scen dynamicznych, wybuchy, także duże sceny grupowe. Która była szczególnie trudna?
Najtrudniejsze zawsze wydają się sceny zbiorowe. Z tego względu, że zupełnie inaczej zarządza się tłumem 400 osób i w inny sposób buduje się inscenizację.
Ale „Pitbull” to przede wszystkim kino o ludziach, blisko emocji, blisko człowieka. I dla mnie właśnie sceny emocjonalne były największym wyzwaniem. Bo tak naprawdę sceny z rozmachem można zaplanować i są dużo prostsze, dużo bardziej przewidywalne, niż scena głęboko emocjonalna. Bo ona jest zależna od człowieka, który może w tym momencie wejść w szczytową formę, albo nie. Więc jeśli coś szczególnie intensywnie zapamiętałem, to właśnie sceny dotyczące emocji.