Reklama

Thriller "Na granicy" Wojciecha Kasperskiego

„Na granicy” to udany debiut fabularny cenionego dokumentalisty. Opoweść o lekcji dojrzałości w bieszczadzkich plenerach. Z polskim kinem gatunkowym jest niemal tak jak z yeti, wielu chciałoby go spotkać, nieliczni trafili na jego ślady, ale nikt go nie widział. Debiutujący w kinie fabularnym dokumentalista Wojciech Kasperski, filmem „Na granicy” według własnego scenariusza, przełamał tę złą passę.

Publikacja: 20.02.2016 07:00

Foto: Kino Świat/ Marcin Szpak

Kasperski pokazał swojego yeti w postaci thrillera, zrealizowanego zgodnie z klasycznymi regułami i schematami gatunku. Kilka osób w matni, w odciętej od świata scenerii, pozbawionej z nim łączności. Akcję umiejscowił w Bieszczadach, krainie większości rodaków raczej mało znanej, miejscu zarazem magicznym i niebezpiecznym. Położonym tuż przy zewnętrznej granicy Unii Europejskiej, gdzie przemyca się ludzi, narkotyki, broń. Dla zysku, ale także dla szansy na lepsze życie.

Reklama
Reklama

Zdziwienie budzi fakt, że rodzime kino tak rzadko wykorzystywało tę piękną i wciąż mimo zakusów cywilizacji dziką krainę. „Rancho Texas” (1958), „Baza ludzi umarłych” (1959), „Ogniomistrz Kaleń” (1961), „Zerwany most” (1963), „Wilcze echa” (1968) i potem długo, długo nic. Dopiero dzięki serialowi HBO „Wataha” (2014) Bieszczady w pełnej glorii powróciły na ekrany. Jego bohaterami byli funkcjonariusze Straży Granicznej.

W „Na granicy” jest podobnie, choć tylko jeden z trójki protagonistów Lechu (Andrzej Grabowski) jeszcze tam służy szefując jednej ze strażnic. Dla pozostałych — Mateusza (Andrzej Chyra) i Konrada (Marcin Dorociński) to z różnych przyczyn dawne dzieje. Scenarzysta Kasperski oszczędnie dawkuje informacje na temat przeszłości bohaterów. Jakby chciał zaoszczędzić widzowi niezdrowej, prowadzącej na fabularne manowce ciekawości.

To zabieg nieco ryzykowny, chwilami trudno logicznie wytłumaczyć wiele zachowań bohaterów. Jednak z drugiej strony to okazja do własnych interpretacji i domysłów. Tragiczna śmierć żony skłania Mateusza do porzucenia miasta i powrotu w bieszczadzką głuszę. Ale teraz nie jest sam — towarzyszą mu dwaj nastoletni synowie (Bartosz Bielenia, Kuba Henriksen), niepogodzeni z sytuacją, mający ojcu za złe wyrwanie z bezpiecznej codzienności.

Reklama
Reklama

O czym tak naprawdę zrealizował swój film reżyser sygnalizuje już w jednej z pierwszych scen, gdy ojciec każe starszemu synowi dobić potrąconą przez samochód sarnę. To pełna przemocy i bezinteresownego okrucieństwa historia przekraczania granicy między chłopięctwem a męskością, w tym najbardziej dosadnym, wręcz wulgarnym wydaniu. Nie na darmo tego, który okazuje tylko cień słabości nawet młodszy brat obdarza epitetem „ciota”.
„Na granicy” to w pełni i dosłownie męskie kino: kobiety to albo pozbawione głosu statystki w biesiadnej scenie w strażnicy, albo bezwolna ofiara w postaci próbującej się przedostać przez granicę Rosjanki. To tylko fabularny ozdobnik, a nie aktualne odniesienie do zalewających kraje Unii uchodźców.

W kreowaniu stanowiącego istotę thrillera suspensu i klaustrofobii niebagatelną rolę odegrał operator Łukasz Zal (nominacja do Oscara za zdjęcia do „Idy”). Za jego sprawą pokryte śniegiem bieszczadzkie lasy i wzgórza to urzekająca kraina tajemnic, zarazem groźna i surowa, realna i poetycka.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama