„Lighthouse”: Tratwa dwóch szaleńców

„Lighthouse” to film grozy z gwiazdami w obsadzie, z artystycznym smakiem i obfitujący w polskie inspiracje.

Publikacja: 28.11.2019 21:00

Willem Dafoe i Robert Pattinson w filmie „Lighthouse”. Od piątku w kinach

Willem Dafoe i Robert Pattinson w filmie „Lighthouse”. Od piątku w kinach

Foto: UiP

Akcja rozpoczyna się pod koniec XIX wieku. Na wyspę u wschodnich wybrzeży Ameryki przypływają szalupą dwaj latarnicy. Widzimy ich w czarno-białym obrazku, a zdjęcia budzą skojarzenia z „Idą” i „Zimną wojną”. Może nie wyłącznie, bo reżyser filmu Robert Eggers deklaruje się jako fan „Nosferatu” Murnaua. Ale sukces Pawła Pawlikowskiego i jego operatora Łukasza Żala z pewnością zachęcił twórców głównego nurtu do formalnych ekstrawagancji.

Pawlikowski i Żal to nie pierwsi Polacy, którzy inspirują filmowców za oceanem. Martin Scorsese powtarza, że jego artystyczne horyzonty poszerzyła Polska Szkoła Filmowa. Gdy kręcił „Wściekłego byka”, był zafascynowany wczesnym Wajdą i pewnie nie nakręciłby czarno-białej sceny, w której krew boksera Jake’a LaMotty kapie z lin ringu, gdyby nie zobaczył Zbyszka Cybulskiego plamiącego krwią prześcieradła w „Popiele i diamencie”.

Dziś kwadratowy niemal format obrazu (1:1,19) i zdjęcia kręcone na czarno-białej taśmie 35 mm nie muszą oznaczać kina dla 400 widzów. Budżet „Lighthouse” był niewysoki, 4 mln dolarów, ale zarobił już ponad 10 mln dolarów i to w samej Ameryce.

Milczek i gaduła

Robert Eggers, który zachwycił widzów poprzednim horrorem „Wiedźma”, wychodzi z odważnego „Lighthouse” obronną artystyczną ręką. Z operatorem Jarinem Blaschke’em udało im się stworzyć niepowtarzalny efekt wizualny, podbity niesamowitą warstwą dźwiękową. Odgłosy pracującej latarni, huk płonącego węgla, wiatr wywiewający piasek ze skał – warstwa audio nie ustępuje wizualnej, obie są perfekcyjne.

Starszy latarnik to okulawiony Thomas (Willem Dafoe). Lubi mówić rymem, co denerwuje młodego, milczącego Ephraima (Robert Pattinson). On nie lubi gadulstwa, bo ma sporo do ukrycia. Nie odpowiada mu rozkazujący ton starszego latarnika, ale są na wyspie sami, a marynarz ma przewagę doświadczenia. Młody, chcąc nie chcąc, bierze się do szufli i szczoty, stary dba, by światło latarni prowadziło statki do brzegu.

Od pierwszej sceny czuć, że ten układ długo się nie utrzyma, tarcia będą narastać. Pytanie tylko, kto kogo. Bo kiedy – wiadomo od pierwszego ujęcia. Dramat musi się rozegrać z nadejściem sztormu. Akcja nabiera tempa w wymiarze fabularnym, jak również psychologicznym. Pojawiają się syreny i topielcy, nad głowami jak kruki krążą mewy. Stary co rusz powtarza morskie powiedzonka, zaklęcia i wróżby.

Te „zabobony” Ephraim puszcza mimo uszu. „Zabicie morskiego ptaka sprowadza nieszczęście” – przestrzega Thomas, ale młody kpiąco się uśmiecha. Dostanie za to od starego w pysk. Napięcie między samcami rośnie z każdą minutą, wzmagają je surowe okoliczności przyrody.

Dafoe i Pattinson grają brawurowo, całymi sobą – ciałem, spojrzeniem, głosem. W czasie przeciągającego się sztormu ich bohaterowie szukają ratunku w zapasach alkoholu. Walka z żywiołem zamienia się w pijacki ciąg. W tych scenach widać, że reżyser dał aktorom poimprowizować. Wyszło przeszywająco, choć chwilami może zbyt długo.

Prometeusz atlantycki

Eggers pytany o ulubione horrory na 26 tytułów wymienia pięć autorstwa Polaków: „Opętanie” i „Diabła” Andrzeja Żuławskiego oraz „Lokatora”, „Dziecko Rosemary” i „Wstręt” Romana Polańskiego. To nie przypadek. 36-letni filmowiec jest kinomanem. Dużo oglądał, ma ciekawe inspiracje i tylko – jak pokazuje „Lighthouse” – z selekcją materiału bywa u niego problem.

Można się zastanawiać, czy wszystkie zabiegi służą opowieści i czy cytatów oraz inspiracji nie jest za wiele. „Nosferatu”, filmy Pawlikowskiego, „Skarb Sierra Madre”, „Psychoza” i „Lśnienie” – wymieniać można długo. W warstwie scenariuszowej również – Edgar Allan Poe, H.P. Lovecraft, amerykańska proza marynistyczna z początku XX w., powieści Hermana Melville’a, motyw doppelgangera (sobowtóra), a także nawiązania do mitów o Syzyfie i Prometeuszu. Ale to drobne słabości bardzo dobrego i wyrafinowanego filmu. Typowe dla artysty młodego, który chciałby od razu opowiedzieć wszystko.

Akcja rozpoczyna się pod koniec XIX wieku. Na wyspę u wschodnich wybrzeży Ameryki przypływają szalupą dwaj latarnicy. Widzimy ich w czarno-białym obrazku, a zdjęcia budzą skojarzenia z „Idą” i „Zimną wojną”. Może nie wyłącznie, bo reżyser filmu Robert Eggers deklaruje się jako fan „Nosferatu” Murnaua. Ale sukces Pawła Pawlikowskiego i jego operatora Łukasza Żala z pewnością zachęcił twórców głównego nurtu do formalnych ekstrawagancji.

Pozostało 89% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów