Bankowość w tych czasach to łatwy biznes czy trudny?

Taki sam jak zawsze.

To znaczy?

Banki korzystają z asymetrii między bezpiecznym rozwiązaniem a ryzykiem i pobierają za to marżę. Na tym opiera się nasz biznes. Więc im więcej volatility, tym więcej możliwości.

W podtekście mojego pytania była sytuacja geopolityczna. Powolne burzenie światowych układów gospodarczych, pojawiająca się coraz większa fragmentacja. Biorąc pod uwagę, że bankowość opiera się przede wszystkim na różnorakich globalnych połączeniach i przepływach, jednak może się okazać, że idą ciężkie czasy.

Nadchodzi kolejna zmiana. Mieliśmy do czynienia z tego typu sytuacjami w przeszłości i po prostu musimy się do tego dostosować. Musimy mieć pogląd na to, jak świat będzie wyglądał za parę lat i co ulegnie zmianie.

Co może ulec zmianie w perspektywie najbliższych lat?

Na pewno nastąpi deglobalizacja. To już jest widoczne, są nowe linie podziału. Trzeba się odnaleźć w bloku amerykańskim czy innym. Zakładam, że Europa znajdzie się jednak po tej samej stronie z Ameryką. Bo nie wyobrażam sobie, by te więzi, które de facto mają setki lat, miały być teraz przerwane. Niezależnie od tego, jak się na siebie boczymy, obrażamy w danym momencie, łączy nas pewien pogląd na świat i jego fundamenty. Opieramy się na tych samych wartościach, więc wydaje mi się, że to dość naturalny układ, w którym będziemy funkcjonować. Będziemy musieli się w nim odnaleźć i zagrać według nowych ról i nowych zasad. Jeżeli gdzieś wejdą cła, to będą powodowały w tych miejscach ograniczenie handlu. Ale jak pan popatrzy np. na to, jaki procent europejskiej gospodarki na obecnym etapie zamieszania jest pod wpływem tego, że Donald Trump wprowadza cła, to jest to niewielki impakt. Szacujemy, że dla europejskiego PKB jest to mniej niż 0,5 proc., nawet jakby weszły w życie maksymalne wartości, o których się mówi.

Gdy mówimy o odnajdywaniu się w nowej rzeczywistości, pojawia się kwestia tego, co my musimy zrobić jako polska gospodarka, żeby się w niej odnaleźć.

My jesteśmy częścią większego mechanizmu. Nie jesteśmy pojedynczym atomem, który funkcjonuje gdzieś we wszechświecie, jesteśmy częścią Unii Europejskiej. Większość poglądu na to, gdzie mamy iść, jest wypracowywana razem z innymi państwami UE.

Ale gdyby miał pan hipotetyczną możliwość suflowania rozwiązań, które z dużą dozą prawdopodobieństwa zostałyby przyjęte, to co by pan zasugerował?

Ja bym zasugerował deregulację. Dlatego że uważam, że jeżeli polskie przedsiębiorstwa nie będą w stanie efektywnie konkurować z podmiotami spoza UE, to doprowadzimy do marginalizacji naszego przemysłu i jego upośledzenia. Już do tego w pewnym stopniu doprowadzamy, wystarczy spojrzeć na poziom inwestycji w polskiej gospodarce. To nie jest kwestia ostatniego roku, dwóch czy trzech, tylko ostatniej dekady.

To prawda, mniej więcej w latach 2015, 2016 to się zaczęło. Mamy więc dwie rzeczy: deregulacje i poziom inwestycji. Pozostańmy przy deregulacjach. Czy jeśli pan o tym mówi, to ma na myśli kierunek, który został wyznaczony poprzez zespół SprawdzaMy Rafała Brzoski przy zaangażowaniu premiera, czy też należałoby to rozszerzyć?

Kwestia deregulacji na poziomie polskim jest wtórna w stosunku do deregulacji na poziomie Europy.

Czyli one są najważniejsze.

Tak. Dlatego że polski rząd, pracując w obrębie istniejących dyrektyw, może pozbędzie się gold platingu, ale nie jest w stanie sam zmienić pewnych regulacji, które są oparte na dyrektywach europejskich. Oczywiście po stronie europejskiej w tej kwestii też są inicjatywy, ale muszą być odważniejsze. I nie mówię o deregulacjach, które umożliwią bankom misselling albo maksymalizację zysków. Absolutnie nie. Mówię o deregulacjach, które stworzą środowisko, w którym firmy z UE będą mogły współzawodniczyć na takich samych warunkach z podmiotami spoza Unii. Można wręcz powiedzieć, że w zmieniającej się rzeczywistości można te unijne w jakiś sposób preferować względem reszty świata. Teraz dzieje się dokładnie odwrotnie, bo przez przeregulowanie one nie są w stanie sprostać konkurencji, która trafia do Unii.

Make Europe First Again?

Nie ma chyba w Europie takiego projektu. Ale generalnie proszę zwrócić uwagę, że dyskusja deregulacyjna zaczęła się po tym, jak Trump wygrał wybory.

Stąd to moje pytanie.

Na pewno trzeba ten temat bardzo mocno podnosić, bardziej odważnie niż inicjatywy, które się obecnie pojawiają.

To co by pan dokładnie zderegulował na poziomie UE?

Zderegulowałbym ilość obowiązków raportingowych związanych z ESG, zderegulowałbym i zastanowił się, w jaki sposób lepiej zaimplementować dyrektywę plastikową, dyrektywę budowlaną. Bardzo kontrowersyjna wydaje się dyrektywa dotycząca, nazwijmy to, podatku węglowego czy swego rodzaju ETS-ów za import towarów i surowców, przy których wytworzeniu używa się węgla – czyli stali, aluminium, elektryczności – bo to tworzy kompletną dysproporcję. Proszę pomyśleć, że w uproszczeniu, jeżeli ja np. zaimportuję stal, aluminium albo elektryczność i będę chciał coś zbudować w Europie, to z tego tytułu będę musiał zapłacić pewną opłatę. Ale jeżeli ja ten sam towar wytworzę w Chinach i zaimportuję do Europy, to nie zapłacę nic albo jakieś minimalne cło. Więc jest to kompletnie, przepraszam, dysfunkcjonalne z punktu widzenia działania polskich przedsiębiorstw w Europie i Polsce. Oczywiście takich przykładów jest więcej. Mamy też dość ostre sankcje związane z niewłaściwym raportowaniem śladu węglowego. Mówi się o tym, że te regulacje zostaną odroczone na rok czy dwa lata. Ale co z tego. Firmy nie planują swojego istnienia i inwestycji na dwa lata, tylko na znacznie dłużej.—not. jer

Partner rozmowy: ING Bank Śląski