W ciągu zaledwie kilku dni polska waluta osłabła wobec euro o 2,5 proc., a od początku września o 3,7 proc. To stawia ją w gronie najsłabszych w tym okresie walut z rynków wschodzących. Ekonomiści Santandera zauważyli, że poprzednio tak mocno w tak krótkim czasie złoty tracił na wartości w marcu, na początku pandemii, a wcześniej w 2016 r.
Czytaj także: Złoty w tym roku nie ma wakacji
Analitycy tłumaczą, że u źródeł tego zjawiska leży pogorszenie nastrojów na globalnym rynku finansowym związane z rosnącą liczbą zachorowań na Covid-19 w Europie i malejącymi szansami na to, że w USA przed listopadowymi wyborami uda się uruchomić kolejny program wsparcia gospodarki. Czynniki te mogą zahamować ożywienie gospodarcze na świecie, a nawet doprowadzić do nawrotu recesji. To prowadzi do umocnienia dolara, uchodzącego za bezpieczną przystań, wobec większości innych walut, w tym euro. A osłabieniu euro do dolara towarzyszy tradycyjnie osłabienie walut państw Europy Środkowo-Wschodniej wobec euro.
NBP się nie boi
Zmiany kursów walut są tak gwałtowne, że niektóre banki centralne z rynków wschodzących zdecydowały się interweniować, aby zastopować osłabienie swoich walut. Tak ekonomiści tłumaczą czwartkową podwyżkę głównej stopy procentowej w Turcji o 2 pkt proc., do 10,25 proc., oraz ogłoszoną tego samego dnia na Węgrzech podwyżkę stopy oprocentowania tygodniowych depozytów banków komercyjnych w banku centralnym o 0,15 pkt proc., do 0,75 proc. Szczególnie zaskakujący był ruch Narodowego Banku Węgier, który dwa dni wcześniej na regularnym posiedzeniu pozostawił wszystkie stopy procentowe bez zmian. Te decyzje prowokują pytanie, czy także NBP będzie bronił waluty przed dalszym osłabieniem?