Polska waluta od początku sierpnia zyskała na wartości wobec euro około 0,3 proc. To zmiana minimalna, nieodczuwalna dla większości uczestników życia gospodarczego, ale mimo to znacząca. Po pierwsze, wśród walut państw zaliczanych do tzw. rynków wschodzących tylko nieliczne zyskały bardziej. Po drugie, poniedziałek był jednym z zaledwie kilku dni od marca, gdy euro można było kupić za mniej niż 4,40 zł. I po trzecie, w sierpniu zwykle złoty traci na wartości. To może teoretycznie oznaczać, że po udanym dla polskiej waluty początku miesiąca kolejne tygodnie przyniosą jej deprecjację.

Czytaj także: Złoty jest jednocześnie za słaby i za mocny
Przypadkowy ład
W minionych 16 latach aż 11 razy w sierpniu doszło do wzrostu kursu euro w złotych (co oznacza osłabienie złotego), a do jego spadku zaledwie cztery razy. W tych 11 latach kurs euro w złotych rósł średnio o 1,6 proc. W żadnym innym miesiącu roku polska waluta nie słabnie tak systematycznie ani tak wyraźnie.
– Okres wakacyjny sprzyja kupowaniu przez Polaków walut zagranicznych, co w warunkach ograniczonej płynności rynku w tym czasie może się przyczyniać do osłabienia złotego. W tym roku z powodu pandemii znacznie mniej osób wyjeżdża za granicę – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Jarosław Kosaty, strateg rynku walutowego z PKO BP. Jak jednak zaznacza, wakacyjny popyt na waluty obce nie wystarczyłby do wywołania takich zmian kursu złotego, jak zwykle obserwowane w sierpniu. – Ważniejsze może być to, że sierpień to okres wakacji dla wielu uczestników rynku finansowego, ale też dla banków centralnych. W tym miesiącu nie ma decyzyjnych posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej, zwykle też nie ma posiedzeń Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego. Z tego powodu w lipcu dość często ogłaszane są decyzje, które silnie wpływają na rynek w sierpniu, przy mniejszej płynności – dodaje Kosaty, podając przykład słynnej wypowiedzi ówczesnego prezesa EBC Maria Draghiego z końca lipca 2012 r., że instytucja ta zrobi wszystko, co trzeba, żeby uratować strefę euro przed rozpadem.