Około 30 tys. Polaków samodzielnie opłaca składki w ramach dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego. Są to osoby, które nie pracują, nie prowadzą biznesu, nie są rolnikami ani bezrobotnymi, nie zostały współubezpieczone przez najbliższego członka rodziny. Z reguły ludzie ci wcześniej pracowali i składkę od ich pensji odprowadzał pracodawca. Teraz nigdzie nie są zatrudnieni ani nie zarejestrowali działalności gospodarczej. Nie muszą więc się ubezpieczać (nie mają dochodów, od których mogliby płacić składki), ale chcą to zrobić dobrowolnie. Zgodnie z przepisami mogą sami zgłosić się do ubezpieczenia. Składka za październik, listopad i grudzień tego roku wynosi nie mniej niż 260,20 zł miesięcznie.
Pani Krystyna jest fotografem. Najpierw przez ponad 20 lat pracowała w mediach, potem przez trzy lata prowadziła małą agencje fotograficzną. Teraz żyje ze zleceń, a dokładniej z umów o dzieło. Nie płaci się wtedy obowiązkowych składek zdrowotnych (na ubezpieczenie społeczne zresztą też).
Dotąd pani Krystyna korzystała z prywatnej służby zdrowia, lecz kilka miesięcy temu lekarze skierowali ją na zabieg chirurgiczny. Postanowiła więc, że ubezpieczy się dobrowolnie. Dowiedziała się jednak, że musi zapłacić dodatkowo ok. 2800 zł, czyli 100 proc. dochodów przyjętych jako podstawa wymiaru składki dla osoby, której przerwa w ubezpieczeniu zdrowotnym i opłacaniu składek wynosi od dwóch do pięciu lat.
– Nie mam tyle pieniędzy. To więcej, niż kosztuje operacja w prywatnym szpitalu – mówi pani Krystyna. – Chyba poszukam na jakiś czas pracy, bym mogła płacić obowiązkowe składki bez żadnej kary.
– To nie jest kara – mówi Jerzy Serafin, rzecznik prasowy Mazowieckiego Oddziału NFZ.