Dom kupiony za 300 tys. zł, który po kilku latach jest wart 600 tys. zł, powinien być ubezpieczony na tę drugą sumę. Wprawdzie umowy zawierane są zazwyczaj na rok i towarzystwa co roku same indeksują sumę ubezpieczenia, jednak zwykle jest ona niższa od wartości mieszkania czy domu, jeżeli właściciel sam nie zatroszczy się o jej podniesienie.
Składka roczna za dom o wartości 600 tys. zł wynosi ok. 400 – 500 zł. Towarzystwa pozwalają rozbić składkę na raty, jednak wtedy cena jest trochę wyższa. Ale, uwaga, ubezpieczenie, o którym tu piszemy, obejmuje tylko mury i stałe elementy mieszkania. Jeśli chcemy mieć zabezpieczenie na wypadek zniszczenia rzeczy znajdujących się w domu, musimy mieć osobną polisę.
Jeżeli wartość nieruchomości wzrosła w czasie trwania umowy (np. w ciągu roku), warto ją doubezpieczyć; ogólne warunki ubezpieczenia (OWU) zazwyczaj przewidują taką możliwość. Gdy tego nie zrobimy, może się okazać, że odszkodowanie wypłacone z powodu zniszczenia domu wystarczy jedynie na kupno kawalerki.
Banki udzielające kredytu na zakup nieruchomości często wymagają, by ją ubezpieczyć i zrobić cesję praw z polisy na rzecz banku; jest to jedna z podstawowych form zabezpieczenia takiego kredytu. W takiej sytuacji można mieć wątpliwości, czy warto podwyższać sumę ubezpieczenia, skoro zyska na tym tylko bank, a składkę musimy my zapłacić. Zresztą banki często nie sprawdzają, czy w kolejnych latach suma ubezpieczenia odpowiada wartości nieruchomości. Nie powinno to jednak stanowić zachęty do wybrania niższej sumy ubezpieczenia, by płacić mniejszą składkę. Ubezpieczamy bowiem nie kredyt, ale nieruchomość. Jeżeli zostanie ona zniszczona, a odszkodowanie nie wystarczy na całkowitą rekompensatę strat, resztę będziemy musieli dopłacić z własnej kieszeni.
Załóżmy, że mamy mieszkanie o wartości 400 tys. zł, które w momencie zakupu w 2005 r. warte było 250 tys. zł. Wzięliśmy 200 tys. zł kredytu. Ubezpieczyliśmy mieszkanie na kwotę 250 tys. zł i nie zmieniliśmy sumy ubezpieczenia przez dwa lata, choć w tym czasie wartość mieszkania wzrosła. Po dwóch latach zostało nam do spłacenia 180 tys. zł. Wtedy w mieszkaniu wybuchł pożar. Towarzystwo zakwalifikowało szkodę jako całkowitą. Rezultat jest taki, że bank weźmie 180 tys. zł, a nam zostanie 70 tys. zł.