Sesja na warszawskim parkiecie zaczęła się od mocnego tąpnięcia. Podstawowe indeksy poszły w dół o ponad 2 proc. Później, przede wszystkim na akcje największych firm, pojawił się popyt, który wyprowadził wskaźnik nad kreskę. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,6 proc., a to oznacza, że kolejna próba obrony poziomu 2,5 tys. pkt na WIG20 zakończyła się powodzeniem.
Pozytywny wpływ na notowania miały spółki paliwowe. Z drugiej strony znalazły się akcje Agory, której kurs spadł o 5 proc. W piątek planowane jest wprowadzenie do obrotu akcji pracowniczych, co wydaje się główną przyczyną przeceny.
Z dnia na dzień pogłębia się natomiast bessa na rynku małych i średnich firm. Wczoraj wskaźniki mWIG40 i sWIG80 straciły po 1,5 proc. W tym segmencie najlepiej widać kłopoty z płynnością. Klienci funduszy wciąż umarzają jednostki, o czym może świadczyć fakt, że w czerwcu aktywa funduszy zaangażowanych w akcje firm z tego sektora spadły mocniej niż rynek. Efekt jest taki, że niezaspokojona podaż, mimo coraz ciekawszych wycen, pcha indeksy w dół. Obroty na rynku są wciąż niewielkie. Wczoraj właściciela zmieniły akcje za zaledwie 1 mld zł.
Przyczyną porannej wyprzedaży w Warszawie był przede wszystkim zły klimat inwestycyjny na świecie, gdzie znów powróciły obawy o kondycję sektora finansowego. Bank of Ireland podał, że z powodu spowolnienia w gospodarce wyniki finansowe mogą być znacząco gorsze.
Z kolei Analitycy banku inwestycyjnego Lehman Bothers podali w raporcie, że dwie czołowe amerykańskie firmy zajmujące się udzielaniem kredytów hipotecznych mogą potrzebować poważnego dokapitalizowania. Natomiast według szacunków analityków Wachovii, Merrill Lynch w II kwartale utworzył rezerwy w wysokości 5 mld dol. To informacje ze świata finansów podziałały na wyobraźnię inwestorów, którzy w pierwszej kolejności pozbywali się akcji instytucji finansowych.